Relacja z 9. kolejki ALF w Nowej Wsi

Orlikowy Miting RodzinnyZapraszamy do lektury relacji z 9. kolejki ALF w Nowej Wsi.

Orlik Nowa Wieś, New Village Stadium

21.05.2015

 

Kojoty – Oldboys Beskid Andrychów  1:5

Mecz czołowych zespołów Ligi był interesującym widowiskiem w czym głównie  zasługa, zdziesiątkowanego kontuzjami, zespołu andrychowian. Świetnie dobrana taktyka przy słabszej postawie rywala przyniosła – od razu zdradzę! – wysokie zwycięstwo starszych panów.

Strzelanie zaczęło się w 3 minucie, wtedy to Józef Ryłko mocno uderzył z wolnego, piłka trafiła w Krzysztofa Kokoszkę i rykoszetem (świadomym lub nie) poszybowała do siatki stada. Od tej chwili andrychowianie skoncentrowali się na szalenie czujnej grze w tyłach (strefą, od połowy boiska) oraz graniu prostopadłych piłek lub crossów na wysuniętego Łukasza „Smazika” Smazę (napastnik prezesów był tego dnia w znakomitej dyspozycji  i defensorom kojotów sprawiał cały czas „kolorowy zawrót głowy”). W 7 minucie zagotowało się między Krzysztofem Kokoszką  i Mateuszem Kurcem, a ja zadrżałem z obawy, że to „gotowanie” rozleje się i przeniesie na innych – na szczęście wszystko skończyło sie na werbalnej polemice i ożywionej wymianie zdań (obaj panowie zostali oczywiście przy swoich). W 16 minucie pokazał się powracający po długiej nieobecności  prezes Zygmunt „Zyga” Mizera – bramki co prawda  nie zdobył, ale teren  – w środkowej strefie  – „siateczką” założoną rywalowi oznaczył. W 18 minucie na przebojową szarżę z połowy boiska zdecydował się Kamil Junior Góral  i – do odważnych świt należy! –  piłka po raz drugi zatrzepotała w siatce stada.  Stracona bramka zamiast zmobilizować pomarańczowych do  wyrazistszego działania, pogłębiła organizacyjny chaos, a starsi panowie tylko czekali na kolejną okazję. Ta, zdarzyła się w 23 minucie. Piłkę na środku boiska otrzymał przyczajony „Smazik’” i wygrawszy pojedynek „bark w bark” z Adrianem Pękalą, na pełnej szybkości pognał z nią w kierunku bramki, strzelił mocno obok interweniującego Maćka „Korzenia” Krzemienia i .. na przerwę Beskid schodził z wysokim, trzybramkowym prowadzeniem.

Druga połowa nie mogła zacząć się lepiej ( i e f e k t o  w n i e j !) dla oldbojów. Aktywny Smaza zaszarżował z lewej strony, a  bramkarz Maciek Krzemień, próbujący ratować niebezpieczną sytuację dalekim wyjściem, wybił piłkę na połowę rywali, wprost pod nogi Grześka Mizery. Kapitan prezesów nie kombinował i  tak jak stał, ze swojej połowy, posłał piłkę do „pustej” bramki dynamicznym lobem! 4:0.

Kojoty – i za to im chwała! – mimo sporej dezorganizacji w szeregach próbowały się „odgryzać” (niebezpiecznie, ale w bramkarza,  uderzył Paweł Puchała, Mateusz Kurec „z głowy” trafił w słupek).

W 30 minucie, po fatalnym błędzie kojotów, kapitalnej sytuacji nie wykorzystał Zygmunt Mizera (czyżby „siateczka” z pierwszej połowy całkowicie go usatysfakcjonowała i uśpiła strzelecką czujność?), a w chwilę później „Smazik” z piątego metra posłał piłkę obok słupka.

Ostatnie piętnaście minut to:  zimnokrwista gra weteranów Bekidu (taka w „dziadka”, tylko na większej przestrzeni), trzy świetne akcje Mateusza Kurca, który widząc mizerię  strzelecką kojotów, sam próbował  zmienić oblicze tego meczu, niestety bez efektu, świetne interwencje Leszka Książka – biję się w klatę: zapomniałem wcześniej o nim napisać, a przecież etatowy defensor i egzekutor rzutów wolnych, od kilku spotkań tkwi z musu miedzy słupkami i nie zawodzi  – w 21 minucie obronił rzut karny  wykonywany przez Mateusza Majdę), bramka Kokoszki po kontrze z Góralem oraz  – na koniec – honorowe trafienie Pawła Puchały , po akcji Arka Orlickiego, który z lewej strony zrobił  r u c h  do piłki, wyprzedził rywala, przechwycił piłkę i zacentrował..

I być może to co zrobił Arek, a czego przez 50 minut nie zrobili koledzy z zespołu, mogło być kluczem do lepszego wyniku?

Wszak młodość, witalność i wytrzymałość była ewidentnie po ich stronie…

PS po meczu stado wróciło dostanego zwyczaju i jak to onegdaj bywało zasiadło w wyimaginowanym wigwamie u orlika bram. Zasiadło i rozpoczęło dyskusję.. Długą dyskusję..

 

Bajer – Chłopaki z Ośki 4:5

Początek wyrównany. I jedni i drudzy stworzyli sobie kilka dobrych, a nawet bardzo dobrych sytuacji (Paweł Chwierut zamiast zaryzykować i uderzyć z pierwszej piłki , przyjął.. i został zablokowany, zaś z drugiej strony Adam Wojnar  – klątwa niewykorzystanych sytuacji unosi się nad nim od dłuższego czasu   i trzyma się  go mocno –  kopnął z „piątki” od razu, ale fatalnie przestrzelił).W 15 minucie padła pierwsza bramka meczu – Mariusz Żurek uderzył z prawej flanki, strzał przedłużył, lekko zmieniając parabolę lotu, Robert „Kipet” Szłapa i Bajer objął prowadzenie. W 21 minucie do wyrównania doprowadził Kamil Oczko. W samej końcówce pierwszej odsłony Ośka mogła prowadzić, ale Łukasz Kruk nie wykorzystał stuprocentowej okazji.

Druga odsłona zaczęła się od dynamicznej akcji „Kipeta”, którą udało się „skasować”  Wojtkowi Sordylowi. Przy dwójkowej kontrze Rafała Fabii i Arka Brońki bramkarz Chłopaków z Ośki, nie miał już tyle fartu i po raz drugi w tym meczu przyszło mu wyciągać piłkę z siatki.

I w tym momencie drogi czytelniku..pozostaje już tylko ekspresowy skrót (skromna parasolka nie uchroniła kartek papieru przed zacinającym deszczem i stało się – na „rozmoczonej papce” nie dało się już pisać… Odtworzyłem tylko, jak z jakiejś starej, poszarpanej mapy piratów, że: w 32 minucie bramkę zdobył Sebastian Blachura.. ze samobójczego gola (na 2:2) zaliczył Paweł Mroczek z Bajeru na i  to , że Ośka zaczęła od tego momentu „przyciskać”…  W 42minucie, wedle pomarszczonej kartki papieru,  z dystansu, wewnętrzną częścią stopy, uderzył  Kuba Januszyk – a że zrobił to bardzo precyzyjnie, piłka znalazła się w siatce. Dalej stało, że do kolejnego remisu, po szybkiej, klepanej kontrze doprowadził Mroczek, czym w pełni zrehabilitował się za wcześniejszego „samowtyka”. Końcówka nabierała tempa wprost proporcjonalnie do padającego deszczu, a ponieważ ten (to pamiętam bez pisania ) rozszalał się w Nowej Wsi na całego, na murawie było ciekawie. Januszyk po raz kolejny strzelił z dystansu (przy tej aurze było to jak najbardziej sensowne rozwiązanie), piłka skozłowała przed nosem” bramkarzem Bajeru i wpadła do siatki. Wyrównał Brońka i tu właśnie stworzył się dylemat: czy Bajer ma bronić remisu czy tez próbować zgarnąć pełną pulę?  (w tej i w kilku temu podobnych kwestiach,  doszło do sporych i mocno artykułowanych rozbieżności między golkiperem Andrzejem Sadlikiem, a resztą zespołu). Bajeranci zaryzykowali i..  przegrali – z kontry pogrążył ich Sebastian Blachura.

Bajeranci, na minutę przed końcem spotkania, mieli jeszcze  szansę na urwanie punktu, ale strzał Fabii, w samo „okienko”, wyciągnął Sordyl, a przy dobitce Żurek skiksował.

 

Andrychów FC – Mistrzowie Osiedla 4:2

Kolejne derby Andrychowa. AFC zaczęło bez Gondki i Wiktorczyka, Mistrzowie Osiedla troszkę szerszą kadrą, ale też bez kilku kluczowych graczy.

 Już w pierwszej minucie  zrobiło się ciekawie, gdy piłka, po potężnym uderzeniu z dystansu Mariusza Młynarczyka, wylądowała na „winklu” bramki AFC. W 3 minucie z dystansu, po drugiej stronie boiska  uderzył – może mniej potężnie, ale precyzyjniej – Michał Kubacka i czarne mundurkii wyszły na prowadzenie. Wyrównanie padło 2 minuty później. Do bramki, po zagraniu z „rogu” trafił Młynarczyk. Ten sam zawodnik w chwilę później „zakręcił” na środku boiska rywalami i niespodziewanie zdecydował się na oddanie płaskiego strzału, który kompletnie zaskoczył bramkarza Dariusza Siwka i dał osiedl owcom prowadzenie.  Zawodnicy AFC próbowali coś zmienić w obrazie gry – próbowali, szarpnąć, narzucić swój styl, ale nie za bardzo im to wychodziło, bo: raz -między słupkami bramki osiedlowców znakomicie spisywał się Rafał Kiszczak i – dwa: aktywny i rozgrywający świetne zawody Młynarczyk, przy wsparciu pozostałych kolegów,  raz po raz, nękał lidera ALF mocnymi strzałami z dystansu, skutecznie studząc jego ofensywne zapędy. Tym samym sensacyjny wynik do końca pierwszej połowy  nie uległ zmianie.

Na drugie dwadzieścia pięć minut ekipa AFC wyszła chyba z mocnym postanowieniem poprawy, bo ich gra wyraźnie zmieniła się na plus. Oczywiście nie była to jeszcze postawa na miarę tej z meczów z Ośką czy Włatcami, ale to już było coś na miarę lidera rozgrywek. Osiedlowcy dość długo i skutecznie odpierali ataki przeciwników (przede wszystkim blokowali strzały Kubacki) , w 32 minucie jednak  „zagapili” się  i pozwolili Michałowi, po długim crossie od debiutanta Marcina Rupika (o nim – niech się nie martwi – będzie  w dalszej części) skierować piłkę do siatki na 2:2. W 31 minucie miała miejsce sytacja która mocno skomplikowała życie AFC. – po starciu golkiperem Kiszczakiem kontuzji (skręcenie kostki) uległ Kubacka i teraz andrychowianie musieli już grać bez jakiegokolwiek rasowego napastnika (funkcję tę wymiennie pełnili: Jeremiasz Piesko, Grzesiek Cholewka i debiutant Rupik, ale o nim, jak wcześniej wspomniałem, za chwilkę).W 35 minucie na ponowne prowadzenie mógł Mistrzów Osiedla wyprowadzić Damian Jaskólski, niestety jego zbyt wolno kopniętą piłkę zdołał wybić z linii bramkowej, asekurujący bramkarza, Witold Młocek. W 40 minucie, za faul w polu karnym, sędzia podyktował rzut karny dla AFC, a Piesko pewnie zamienił go na bramkę.

 W końcówce meczu  pokazał się  Marcin Rupik, debiutant, ten co tak ładnie zagrał crossa do Kubacki w 32 minucie. Przesunięty do „przodów” nieźle mieszał w szeregach osiedlowców, a swą dobra grę przypieczętował  ładnym golem na 4:2.Oczywiście teraz jestem mądry i szastam tym Marcinem Rupikiem na lewo i prawo, ale wtedy, gdy odbywało się spotkanie, wiedziałem tylko tyle, że to nowy nabytek i że  wszyscy z drużyny zwracają się do niego mało wdzięczną ksywką: „Łajza” (ale z przyjaznym akcentem, bez żadnego tam pejoratywnego zabarwienia). „Łajza” miał chyba inne spojrzenie na to jak ja mogę podejść do tematu, bo zaraz po strzeleniu bramki – wiedząc , że niechybnie zwrócę się o podanie personaliów – próbował ratować się, sycząc do kolegów: „..nie mówcie mu, bo o mnie napiszę.”

Był bez szans. Koledzy powiedzieli, a ja musiałem napisać. I napisałem.

22.05.2015

KCP Team – Niezniszczalni  4:1

W 3 minucie muzycy mogli objąć prowadzenie, ale  po strzale Artura Grządziela, bramkarza niezniszczalnych wyręczył kapitan Krzysztof Szumowski. Później mieliśmy krótki okres wyrównanej, choć nieco chaotycznej gry. W 9 minucie, dotychczas niezawodny defensor  Adrian Bryzek popełnił prosty błąd, piłkę przechwycił Grządziel i  prezent bez litości wykorzystał. Strzelona bramka nie ożywiła sennej atmosfery. KCP Team grało  dalej w swoim nowym stylu czyli długimi, prostopadłymi  podaniami na Kubę Migdałka, atakiem pozycyjnym oraz indywidualnymi szarżami Grządziela; rywale, mocno defensywie z okazjonalnymi próbami skontrowania. W 15 minucie było już 2:0  – Przemek „Sroka” Sroczyński kropnął zza linii „szesnastki” , a  zasłoniętemu  bramkarzowi Mariuszowi Furmańskiemu piłka przeszła między nogami ( w następnej akcji golkiper niezniszczalnych odważnie sparował potężne uderzenie z kilku metrów Grządziela i w efekcie nabawił się – na szczęście chwilowej – kontuzji nadgarstka).

Początek drugiej odsłony zaczął się nieoczekiwanie od  kilku groźnych ataków na  bramkę Damiana Pałamarczuka (zastępował miedzy słupkami nieobecnego Wojtka Wiktora) i pięknej bramki  z woleja (po wrzutce  z „rogu”) nieobliczalnego Damiana Dwornika. Ten  gol wyraźnie podrażnił mistrzów ALF i na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. W 29 minucie lewej strony boiska urwał się obrońcom Artur Grządziel i po raz drugi pokonał Furmańskiego. Jak gol Dwornika podrażnił, tak ten Grządziela znów niestety  uspokoił i mocno stonował emocje (muzycy najwyraźniej chcieli dowieźć korzystny wynik najmniejszym nakładem sił, bo do końca spotkania więcej dreptali, niż biegali, wywołując tym nieskrywaną irytację bramkarza Pałamarczuka). W 32 minucie swojego trzeciego gola, a czwartego i zarazem ostatniego dla KCP Team, zaliczył najaktywniejszy w ich szeregach Artur Grządziel. Niezniszczalni w końcówce meczu też mieli swoje szanse – „główkę” Łukasza Bułasia obronił Damian Pałamarczuk, Dominik Harężlak, po przyjęciu piłki na „klatkę”, posłał piłkę lobem tuż nad poprzeczką, a Krzysztof Szumowski. po kontrze, trafił piłką..w twarz golkipera KCP Team.

 

Desperados Team – Ultras Kęty  3:6

Ultrasi zaczęli w piątkę (z kapitanem Bogumiłem Olesiakiem między słupkami (!)i tą piątką zmuszeni byli  grali dość długo. A jednak mimo tak dyskomfortowej sytuacji to oni  pierwsi strzelili bramkę –  Bartek Bujarek, już w 2 minucie, efektowny rajd zakończył mocnym i celnym uderzeniem. Deserados Team  nie ”zmiękli”  i cały próbowali zdyskontować liczebną przewagę  ( szkoda, że w ich ekipie zabrakło tym razem Piotrka Adamusa, bo on potrafił  wnieść  trochę „ożywczego wiatru” w ofensywie) –   strzałami z dystansu  próbował zaskoczyć Kamil Foryś, „setki” nie wykorzystał kapitan Tomasz Harężlak. Co nie udało się kolegom hasającym bardziej z przodu, udało się temu, który z reguły pilnuje tyłów –  Dariusz Rusek w 13 minucie przejął wybitą „we świat” piłkę i huknął zza linii „szesnastki”. I to było apogeum ( trudne słowo) tego,  co niebieskim udało sie wyszarpać grając w przewadze. Po kwadransie na New Village Stadium  zameldował się spóźniony Wojtek Jura i siły się wyrównały. W 21 minucie,  z szybkiej kontry, na ponowne prowadzenie wyprowadził  kęczan Adam Hawro, a  wynik mógł być jeszcze korzystniejszy, gdyby swoją sytuację wykorzystał Jura (świetna interwencja Szymona Makowskiego pozbawiła go wiadomej satysfakcji).

Druga połowa zaczęła się od mocnego wejścia Desperados Team – Adam Chwierut  posłał piłkę idealnie w róg bramki strzeżonej przez Olesiaka. Remis 2:2.  „Fałszywy skrzydłowy”, Adam Hawro nie dał się długo cieszyć autsajderowi z remisu; po rozegraniu piłki z Bujarkiem wyprowadził swój zespół na prowadzenie. W 36 minucie niebiescy stanęli prze olbrzymia szansą na wyrównanie. Arbiter podyktował rzut karny za faul Wojtka Wilka na Rafale Kleczarze. Do piłki podszedł kapitan Tomek Harężlak i trafił prosto w bramkarza!

 A że niewykorzystane sytuacje.. stop!  znamy to! Jura potężnym uderzeniem z półobrotu trafił po raz czwarty dal ultrasów.  Co prawda w 39 minucie Foryś, jak taran, przedarł się przez defensywę rywali i strzelił kontaktowego gola , ale na więcej beniaminka już nie było stać (chociaż nie!.. desperados mieli jeszcze jedną mega sytuację, kiedy to po wyjściu  w trzech zawodników przeciwko samotnemu bramkarzowi(!), katastrofalnie pogubili się!). Żółto pomarańczowi w końcówce zdobyli jeszcze dwie bramki  ( obie autorstwa „fałszywego”  Hawry) i zgarnęli kolejne punkty.

PS obserwujący to spotkanie twierdzili, że jeszcze nigdy ultrasi nie byli tak na „widelcu” jak dziś ( grali długo w piątkę.. bez podstawowych bramkarzy i graczy z pola, byli  też wyraźnie zmęczeni i ociężali.. Hmm.. może w końcówce niebiescy powinni zaryzykować i golkipera Makowskiego przesunąć na szpicę? Trudno powiedzieć..

K3 – Włatcy Stadionuf  7:2

Do zespołu Włatcuf Stadionuf  powrócił po kontuzji Paweł „Serek” Seratowicz oraz –  dawno nie widziany na New Village Stadium – snajper Mateusz Gębołyś Czarne koszule czujnie  zareagowały i na pod nieobecność Przemika Łaty na pozycji „ostatniego” ustawiły  Wacka Farona.. Początek należał do kotłów, ale strzały: jeden Artura Legienia i dwa Gębołysia obronił Michał Wysogląd (ostatnia interwencja była najwyższej klasy, ale do takich kapitan K3 nas już przyzwyczaił). W 15 minucie meczu ( ta minuta w tej rundzie była wyjątkowo przyjazna zdobywaniu goli) na „nieprzyjemne” uderzenie z dystansu zdecydował się Piotrek Mąsior, Mateusz „Bono” Gawęda piłkę sparował, ale przy dobitce z ostrego kąta Farona był bezradny. Minutę później tenże sam Faron wyprowadził kontrę, zagrał do Jakuba Hinza i było 2:0 dla księgarzy.  W tej sytuacji kotły nie mogły już nic kombinować, trzeba było po prostu ostro zaatakować. I kotły zaatakowały. Z pasją. Z determinacją. No tak..ale co z tego, skoro Wysogląd był w tym momencie przeszkodą nie do sforsowania.. a jakby tego było mało, w 21 minucie, powracający do grania po kontuzji, Tomek „Łidżet” Kojder, urwał się  z lewej strony obrońcom i wbił kolejną szpilę podwyższając wynik na 3:0. W odpowiedzi Przemek Tomiczek trafił w słupek. Tylko w słupek.

Druga odsłona zaczęła się od wygranego pojedynku Wysogląda z Gębołysiem i groźnego uderzenia „Łidżeta” obronionego przez Gawędę. W 29 minucie Mąsior zdecydował się na uderzenie z połowy boiska; uderzona z lekką rotacja piłka, skozłowała przed bramkarzem i złapawszy poślizg wpadła do siatki. 4:0. Tego się nikt nie spodziewał. Trzy minuty później włatcom udało się wreszcie odczarować bramkę K3.  Mało widoczny dotad Mateusz Gębołyś  „zakręcił” obrońcą, wrzucił piłkę w pole karne, a tam dopadł ją Seratowicz i skierował do bramki. Gębołyś pokazał się w chwilę później – piłka po jego uderzeniu z dystansu trafiła słupek. W 41 minucie Przemek Gałuszka na środku boiska odebrał piłkę Gebołysiowi , poszedł „na krechę” i strzelił piątą bramkę ( wtedy to kapitan włatcuf Artur Legień  po raz pierwszy cisnął plastikową butelką o trawę wznosząc niecenzuralne okrzyki). Rozgrywający czarnych koszul, Piotrek Mąsior, widząc, że tego wieczoru siedzi wyjątkowo „na kopycie”, spróbował ponownie sprawdzić „Bona” i strzelił z dystansu (golkiper trudny strzał sparował, ale przy „wyplutej” przez niego piłce najszybciej znalazł się Kojder i umieścił ją w siatce). Dzieła zniszczenia dopełnił pozostający zawsze w cieniu kolegów, ale niezwykle pracowity Adam Jura. Po wrzutce z autu „Łidżeta” pokonał on Mateusza Gawędę uderzając piłkę głową po efektownym „szczupaku”.

Końcówka meczu była bardzo nerwowo. Artur Legień, mocno zagotowany, po wejściu na murawę w szlachetnym zapale przynajmniej „kosmetycznego” odmienienia obrazu tego meczu przeszarżował z agresywnym graniem i – na szczęście tylko raz i bez poważniejszych konsekwencji – zaatakował..swego redakcyjnego kolegę z ALFowego portalu, Wacka Farona.

Rozmiary klęski  włatcuf– tak..tak.. bo to była klęska –  zmniejszył  w 48 minucie Paweł Seratowicz.

PS Po meczu kapitan Włatcuf Stadionuf miał duże pretensje do arbitra za skrócenie czasu gry w pierwszej połowie (w następstwie przerwy technicznej).  Nawet jeśli tak było, to  – myślę -wynik meczu nie został wypaczony, a Wacka szkoda..:-) Arturze! Zdecydowanie lepszym i bezpieczniejszym sposobem na wyładowanie złych fluidów  jest tradycyjne ciskanie plastikowymi butelkami o murawę , ewentualnie o płot. I przy tym na przyszłość zostańmy..

Paweł Kłaput

szczegółowe tabele, wyniki i strzelcy bramek znajdują się na:  www.alf.futbolowo.pl

Ten wpis został opublikowany w kategorii Aktualności, Inne, Społeczne, Sportowe, Wydarzenia i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Czas na wpisanie wyniku operacji minął. Proszę przeładować CAPTCHA za pomocą ikonki (strzałki).

*