Przedstawiamy relację autorstwa Pawła Kłaputa z 16 kolejki ALF w Nowej Wsi.
Orlik Nowa Wieś, New Village Stadium
12.09.2013 r.
Śródmieście – Kojoty 3:7
W 4 minucie Janek Królicki zaskoczył mocnym strzałem zasłoniętego bramkarza Śródmieścia, Wieśka Wrzeszcza.. i zaczęło się. 1:0. W minutę później ze środka boiska wystartował z piłką ku lewej flance, Daniel Ferreri i krosowym, podaniem stworzył Królickiemu okazję do podwyższenia wyniku. Królicki z okazji skorzystał i było 2:0. W 10 minucie za faul na Kubie Gawle, z karnego bramkę zdobył Ferreri i to była już solidna zaliczka, przyjęta jednak przez stado wstrzemięźliwie, bez euforii, bo już nie takie zaliczki udawało im się w przeszłości lekką nogą roztrwonić. Euforii nie było też widać przy czwartej bramce Ferreriego. W 14 minucie po raz pierwszy groźną akcję przeprowadzili miastowi (Dawid Wróbel uderzył mocno z dystansu, awaryjny bramkarz kojotów, Mateusz Majda strzał obronił). Na krótki okres Śródmieście obudziło się z letargu, ale zdyskontowało to tylko raz – po kontrze bramkę zdobył właśnie wspomniany Wróbel.
Nadzieję na skuteczny pościg za kojotami odebrał miastowym ex-bajerant Królicki zaliczając kolejne trafienie. I w tym momencie zaczął się koszmar kilku, seryjnie zmarnowanych, „dwusetek” (wyjścia sam na sam z bramkarzem w dwójkowych układach, których stałym, powtarzającym się ogniwem był Kuba Gaweł). W trzeciej minucie drugiej odsłony bramkę zdobył Wróbel. Napastnik miastowych zakręcił piłkę sprytnie z „czecha” i Mateusz Majda mógł tylko odprowadzać ją wzrokiem. 5:2.
W 44 minucie meczu kojoty strzeliły szóstą bramkę – podanie od bramkarza miastowych przechwycił Daniel Ferreri, zagrał do Kuby Gawła, a ten wreszcie przypomniał sobie, po co koledzy postawili go na szpicy..
W samej końcówce padły jeszcze dwa gole – najpierw Maciek Lipiński pięknym wolejem zmniejszył dystans do stada, a później Kuba Gaweł przywrócił go (ten dystans) do wcześniejszej proporcji.
Kojoty wreszcie mogą triumfalnie zawyć.. Zawyć do tabeli..
Wyróżnili się: w stadzie – mimo „fragmentów z blamażami” – Dawid Ferreri i Kuba Gaweł, w Śródmieściu Dawid Wróbel.
Orzeł – K3 4:3
Nie ma co ściemniać, ta konfrontacja jakoś szczególnie widzów nie elektryzowała. A tu masz! Niespodzianka, mecz był ciekawy, a pod względem dramaturgii–przedni!
Już początek zwiastował spore emocje. W 5 minucie bramkę z rzutu wolnego zdobył Piotrek Mąsior (bramkarz walczaków, Kamil Foryś, piłkę co prawda sparował, ale ta, uderzywszy w wewnętrzną część poprzeczki, wpadła do siatki). 1:0 dla K3.Czarne koszule nie poszły za ciosem, nie rzuciły się do „hurra”ataków – grając mądrą , czujną defensywą (brylował w niej rosły Przemysław „Przemo” Gałuszka), próbowały atakować z kontry na Jakuba Hinza ( w14 minucie huknął jak z armaty, z woleja, ale nad poprzeczką) oraz bardzo aktywnego w rym meczu „wyspiarza” (nazwałem go tak, bowiem jako żywo fizjonomią i sposobem gry przypomina szkockich czy irlandzkich futbolistów), Tomka „Łidżeta” Kojdra. Filigranowy „Łidżet” szarpał na całej długości i szerokości boiska bez jakiejkolwiek taryfy ulgowej dla rywali (w jednej z akcji, gdy minąwszy defensywę Orła, upadł na murawę, piłki bez walki nie oddał, więcej! piłkę przy nodze utrzymał –i jeszcze więcej! – zakręciwszy nią, podniósł się, pognał ku bramce walczaków i oddał strzał). Orzeł? Na przeciwnym biegunie. Grał przeciętnie, by nie powiedzieć słabo. Grał nerwowo i statycznie. Miotał się, a ja widziałem.. „orła cień”.. Zawodnicy (Nowak, Migdałek, Płonka) prześcigali się w indywidualnym, bezproduktywnym dryblowaniu, ale – między Bogiem, a Prawdą – co mieli robić, kiedy ich koledzy ograniczali się do statystowania i przyglądania się. Jedynym zawodnikiem, który próbował ciągnąć grę i stwarzać zagrożenie, był kapitan Zbigniew Mitoraj (nie od dziś wiadoma, że pan Zbyszek kopyto ma piekielne, a że tego wieczoru czuł wenę, każda jego próba uderzenia z dystansu „pachniała” bramka – póki co tylko pachniała). W końcówce pierwszej połowy świetną sytuację do podwyższenia wyniku mieli księgarze – wyprowadzili kontrę na d w a (!) podania, a uderzona z pełnego biegu przez Hinza piłka minimalnie przeszła obok słupka.
Druga odsłona zaczęła się od potężnego ostrzału (niecelnego) autorstwa kanoniera Mitoraja, indywidualnej szarży Nowaka (jego strzał intuicyjnie nogami obronił Wysogląd) oraz – z drugiej strony – niebezpiecznej akcji duetu Grocholski-Kojder. W 34 minucie Piotrek Mąsior po raz drugi z wolnego przymierzył i..ulokował piłkę w siatce. Było 2:0 i było coraz ciekawiej. A już zupełnie ciekawie zrobiło się w trzy minuty później. Golkiper czarnych koszul, w stylu dyskobola wyrzucił piłkę do Jakuba Hinza, ten zgrał ją do Maćka Góralczyka, a Maciek Góralczyk, z pięciu meczu wpakował ją do bramki. 3:0!Orły jakby dostały obuchem po głowie –zdeprymowane, podenerwowane i co najgorsze, bez pomysłu na to jak się podnieść, zdawały się powoli godzić z nieoczekiwaną porażką. Ale oto – chyba na ostatni, sensowny moment – odblokował się kapitan Mitoraj i bramka K3 została odczarowana. 3:1, a za moment już 3:2 – Marcin Juraszek zdecydował się na rajd prawą flanką i wrzucił piłkę w pole karne. Ta nie trafiła do żadnego z walczaków, trafiła za to na nogę obrońcy księgarzy i po pięknym, aczkolwiek niezamierzonymi niefortunnym woleju wpadła do bramki. Idąc za ciosem w 38 minucie do wyrównania doprowadził Zbigniew Mitoraj. 3:3. Był już punkt czyli było to, co jeszcze kilka minut temu wydawało się zupełnie nierealne.. czemu nie pokusić się i nie zgarnąć trzech? 15 (!) sekund po wyrównaniu z piłką w kierunku bramki K3 pognał Janusz Sokół, w odpowiednim momencie dojrzał Nowaka, zagrał do niego prostopadłą piłkę, a Marcin uderzył mocno i precyzyjnie..4:3!
I takim wynikiem skończył się ten mecz.
PS co ciekawe jednym z „ojców zwycięstwa” mógł być ..Sylwek Bączek, bo jak powiedziało zawodach: „..może te fluidy przeniosły się ze mnie na nich?”
Kto wie..może..
Niepocieszony był kapitan K3, Michał Wysogląd. Wychodząc z NVS, plastikową butelką po mineralnej, tak w stylu „na Legienia”, poznęcał się nad furtką wejściowa, czemu się specjalnie nie dziwię..Nie tak dawno bowiem, w niemal identycznie dramatycznych okolicznościach, „odjechały” mu punkty w meczu z muzykami z KCP Team…
Wyróżnili się – w Orle Zbigniew Mitoraj i Marcin Nowak, w K3 Piotr Mąsior, Tomek Kojder i Przemysław Gałuszka.
Beskid Andrychów – pauzował
13.09.2013 r.
Bianconerri – KCP Team 3:5
Zebry, po ubiegłotygodniowych zawirowaniach, do meczu z liderem przystąpiły uszczuplone o oddział secesjonistów: Niemca, Korczyka, Wąsika i Baścika. Z tego też chyba też powodu na nietypowej pozycji bramkarza zadebiutował kapitan bianconerrich, Mariusz Bułaś.
Mecz zaczął się dobrze dla zebr. W drugiej minucie spotkania, po zagraniu lobem Mateusz Królickiego, bramkę strzelił Mateusz Nycz, ale riposta muzyków była natychmiastowa – „główką” wyrównał Mateusz Gebołyś. W 9 minucie czołowy snajper KCP Team zdecydował się na indywidualną akcję i podwyższył wynik na 2:1. Gdy wydawało się, że wszystko jest już pod kontrola faworyta, nieoczekiwanie zebry zadały drugi cios – Piotrek „Ryba” Rymarczyk pociągnął z piłką lewym skrzydłem i oddał zza linii „szesnastki” mocny strzał w długi róg bramki Wojtka Wiktora. 2:2. Podrażnione KCP Team podkręciło tempo, ale „żelazny” (pod nieobecność Michała Pietrzykowskiego) duet Gębołyś –Bies długo nie mógł znaleźć recepty na defensywę zebr. Co nie udało się z akcji, udało się po rzucie karnym(za faul bramkarza Bułasia na Gębołysiu sam poszkodowany dokonał – skutecznie – egzekucji).
W pierwszej połowie golkiper bianconerrich jeszcze kilka razy wystawiany był na próbę, jednak dzięki szczęściu, posturze i..nogom (tak! tak! Mariusz, jak żaden wcześniej bramkarz, korzystał z kończyn dolnych!) nie musiał wyciągać piłki z siatki.
Druga odsłona zaczęła się od niewykorzystanej „setki” Dominika Nycza i bardzo dobrej sytuacji – też niewykorzystanej – Gębołysia. W 31 minucie Rafał „Janek” Janosz spróbował z połowy boiska przelobować bramkarza bianconerrich, ale przelobować takiego chłopa to trudna sprawa. W 33 minucie na przedpolu muzyków zamieszał ostro Mateusz „Kicek” Królicki, niestety tego zamieszania nie sfinalizował Mateusz któryś z braci Zarębów (przyznać się który?). Obustronną, strzelecką niemoc przełamał dopiero Mateusz Gebołyś po dwójkowej, kontrującej akcji do spółki z Rafałem Janoszem.
W końcówce spotkania Łukasz Bułaś (brat Mariusza) trafił w słupek , a Bartek Makowski, z woleja (też po słupku) do bramki. 4:3 przedłużyło nadzieje zebr na ugranie punktu. Niestety, sławetna szybka, klepana kontra muzyków, tym razem w składzie: Mateusz Piskorek-Tomek Bies pozbawiła ich złudzeń..
Mimo przegranej zebry pozostawiły po sobie dobre wrażenie, co w meczach z KCP Team nie jest wcale taka łatwym osiągnięciem..
Wyróżnili się: w KCP Team Mateusz Gębołyś. Rafał Janosz i Mateusz Piskorek, w Bianconerri Mateusz Królicki i Łukasz Bułaś.
Bajer – Ultras Kęty 2:6
W 3 minucie meczu Paweł Gizicki przechwycił podanie rywali, Adrian Majkuciski zagrał do Marcina Bloka, a Blok strzelił i było 1:0. Odpowiedź padła błyskawicznie. Maks Cepiga zdecydował się na indywidualną akcje – wyprowadził piłkę własnej połowy i „kropnął” nie do obrony. 1:1. Później mieliśmy okres dobrej, a nawet bardzo dobrej gry Bajeru (między innymi: piękny strzał Roberta Szłapy z efektowną robinsonadą Pietrasa i uderzenie Majkucińskiego w słupek). W 10 minucie „Majki”, który jest mistrzem przechwytów w bocznych sektorach „szesnastki” , dopadł bezpańską piłkę, zdobył bramkę i zrobiło się 2:1 dla Bajeru. Keczanie z marazmu otrząsnęli się pod koniec pierwszej części meczu (groźny rajd Dominika Nycza, strzał Michała Karkoszki, ładna, klepana kontra..ale bez wykończenia).
Początek drugiej połowy to obustronna „wymiana ognia” (potężna „bomba” Olesiaka z połowy boiska, obroniona przez Andrzeja Sadlika oraz rewelacyjna akcja Majkucińskiego, w której położył pokotem kilku ultrasów) –wszystko jednak bez „zniszczeń” (czytaj: bramek). W 33 minucie celnie na bramkę rywali uderzył Wojciech Wilk i doprowadził do remisu 2:2. W chwilę później Wojtek „poszedł skrzydłem”, dograł piłkę do Maksa Cepigi, a ten pewnie ulokował ją w siatce. Maks, mógł poprawić swój dorobek bramkowy, gdyby w 38 minucie wykorzystał rzut karny (za rękę bajeranta), ale nie udało się – trafił w słupek. Co się odwlecze to nie uciecze – bramkę zaliczył w 42 minucie. 4:2. Bajer stanął w miejscu, a kto staje miejscu ten się cofa. Cofnięcie polegało na stracie kolejnych bramek po strzale Wilka i kontrze duetu Cepiga-Olesiak.
Zwycięstwo nad nieprzewidywalnym i zawsze groźnym Bajerem sprawiło ultrasom sporą radość, tym bardziej, ze musieli oni w tym meczu zagrać w mocno okrojonym składzie.
Wyróżnili się – w Ultras Kety Maksymilian Cepiga, Kamil Pietras i Wojciech Wilk, w Bajerze Adrian Majkuciński i Marcin Blok.
Czarna Mamba – Włatcy Stadionuf 3:6
Włatcy są na fali, wygrywają wszystko co maja wygrać, ale pomni nie tak zresztą odległych doświadczeń, do pojedynku z autsajderem, Czarną Mambą, przystąpili maksymalnie skoncentrowani. I to się opłaciło. Już w 4 minucie Mariusz Pyka otrzymawszy prostopadłe podanie z głębi pola, strzelił i było 1:0.Trzy minuty później Pyka mógł zdobyć kolejnego gola, ale świetną interwencją popisał się bramkarz Szymon Połata. W 9 minucie, zawodnik Mamby, Krzysztof Szumowski przy wykopie z autu w okolicach własnej bramki popełnił fatalny błąd, piłkę przechwycił Rafał Ramenda i spokojnie zdobył drugiego gola dla swojego zespołu. W 14 minucie było już 3:0 – piłka zagrana z prawego skrzydła przez Ramendę spadła na głowę stojącego przed linią „szesnastki” Przemysława Tomiczka i w idealnym momencie od niej się odbiwszy, łagodnym lobem przeleciała nad zawodnikami oraz rękami bramkarza, po czym majestatycznie opadła w sam róg bramki. Napór kotłów nie ustawał; po jednej z dynamicznych szarż w polu karnym sfaulowany został kapitan Artur Legień. Arbiter bez wahania wskazał na wapno, a pewnym egzekutorem „jedenastki” okazał się sam poszkodowany. W radosnym pędzie zdobywania bramek władcy się jakby nieco zagalopowali, bo kolejną wpakowali do.. własnej siatki (Kamil Gibas). 4:1 i to by było tyle do przerwy.
Na drugą połowę studenci wrócili wyraźnie odmienieni. Po wzorcowej kontrze Sebastiana Mysłajka z Wojtkiem Zacnym padł dla nich drugi gol. W chwilę później było już kontaktowe 4:3 po bramce zdobytej przez Szumowskiego (ciekawie rozegrany rzut wolny). Po tym golu w kotłach coś zaczęło nerwowo wrzeć. Stan podwyższonego ciśnienia opadł dopiero po „uspokajającej” bramce Ramendy, a ostatecznie alarm odwołano po szósty i zarazem ostatnim w tym spotkaniu , trafieniu Mariusza Pyki.
Włatcy Stadionuf podtrzymali zwycięską passę i coraz mocniej liczą się w walce o pierwszą trójkę. Studenci?… mimo posiłków w osobach Kamila Leśniaka i Adriana „bryzy” Bryzka dalej w regresie.
PS z rzeczy około boiskowych odnotować należy powrót do kadry włatcuf Tomka „kojota” Gębołysia po trwającym kilka tygodni okresie kawalerskiej wstrzemięźliwości..sportowej oraz kilkuminutowe spóźnienie ekipy filmowej(!)
Wyróżnili się – w kotłach Kamil Kasperczyk, Rafał Ramenda oraz Mariusz Pyka w Czarnej Mambie Mateusz Połata i Adrian Bryzek.
Paweł Kłaput
Szczegółowe tabele, wyniki i strzelcy bramek znajdują się na www.alfnw.futbolowo.pl