Relacja z 14. kolejki ALF (ZDJĘCIA)

CAM0079514 kolejka ALF – relacja Pawła Kłaputa. Zdjęcia autorstwa Piotra Rymarczyka.

Orlik Nowa Wieś, New Stadium

29.08.2013

Beskid Andrychów – Śródmieście  4:3

Rzadko się zdarza, by weterani z Beskidu musieli rezygnować z grania na swoje dwie, słynne piątki, a taka sytuacja miała miejsce  – chyba o raz drugi w historii –  w meczu ze Śródmieściem (w szeregach andrychowian  zabrakło:  Polaka, Wątroby, Ryłki, Lachendry, Rusinka i przede wszystkim dyrygenta Zygmunta „Zygi” Mizery).  Czerwono-biali do sprawy podeszli jednak bez specjalnych emocji i już w szóstej minucie, po bramce obrońcy Grzegorza „Kucyka” Mizery (dobił piłkę w podbramkowym zamieszaniu),  objęli prowadzenie. Minutę później Śródmieście mogło doprowadzić do wyrównania, ale Mateusz Wojtas „kropnął” w słupek, a dobitkę obronił bramkarz andrychowian, Grzegorz Żydek. Wojtasa i pozostałych miastowych w 19 minucie wyręczył .. „Beskidowiec” Paweł Śmiłek. Na polu karnym wyskoczył do piłki wespół z golkiperem Żydkiem oraz napastnikiem Śródmieścia, Łukaszem Krukiem i próbując wyekspediować piłkę głową na bok, wyekspediował ją niefortunnie ..do własnej bramki. 1:1.  W 22 minucie kąśliwe uderzenie Leszka Kajfasza broni Wiesiek Wrzeszcz, przy dobitce jest jednak bezradny. W samej końcówce aktywny Mateusz Wojtas po raz kolejny próbuje zaskoczyć Żydka mocnym strzałem. Bez wymiernego rezultatu, bo Żydek nie daje się zaskoczyć. W ostatniej minucie pierwszej odsłony indywidualną akcję przeprowadza Radek Klebański. Efektowny rajd kończy strzałem, skuteczna dobitka Kruka doprowadza do remisu.

W przerwie, wśród kibiców, przeważa pogląd, iż w drugiej połowie zmęczenie będzie się bardziej dawało we znaki  wiekowym andrychowianom i że  ten argument może zadecydować o losach wyrównanego pojedynku. Początek  zresztą zdaje się potwierdzać taki scenariusz. Rozgrywający zdecydowanie lepszą partię niż w meczu z kojotami, Łukasz Kruk wyprzedza bramkarza i głową, „subtelnym” lobem kieruje piłkę do siatki .. W 32 minucie Śródmieście mogło już prowadzić dwiema bramkami, ale  „setkę-dwusetkę” marnuje, w sobie tylko wiadomy sposób, Maciek Lipiński. W odpowiedzi, coraz bardziej widoczny, „najlepszy rezerwowy” Ligi ( andrychowianie nie zawsze powołują go do meczowej kadry ) Janusz Cholewa – nie po raz pierwszy urywa się obrońcom miastowych i trafia w słupek. W następnej akcji, rywale nie dają mu się już co prawda urwać, ale to wyłącznie dzięki faulowi na linii „szesnastki” . Przyznany za to przewinienie rzut wolny fantastycznie egzekwuje Leszek Książek – mimo szczelnego muru, kręconym, dolnym  strzałem po długim rogu, pakuje piłkę do bramki. 3:3. Piękny gol..piękny.  W 44 minucie meczu, Janusz Cholewa, swoją bardzo dobrą grę pieczętuje golem–  zakręca obrońcami , wychodzi na pozycję sam na sam z bramkarzem, z zimną krwią łapie go na wykrok, przetrzymuje i..  posyła piłkę do siatki. W końcówce meczu Śródmieście zaczyna „przyciskać”; spore zamieszanie w polu karnym andrychowian robią prostopadłe wrzutki  z głębi pola na  „zabijakę” Łukasza Kruka (wsadza głowę tam, gdzie inni boją się wsadzić nogę!). Ale rezultatu nie przynoszą.

Wyróżnili się – w Beskidzie Andrychów Janusz Cholewa, Grzesiek Mizera Wiesiek Skupień i Sebastian Pilarski; w Śródmieściu Łukasz Kruk Bogdan Wojtas i Mateusz Wojtas.

 

Kojoty – K3  6:1

Mecz..hmm.. bez historii . Trochę z rzędu takich o których mówi  się: bezpłciowy czy aktualniej – i bardziej topowo – genderowy. Wynik otworzył księgarz Przemek „Przemo” Gałuszka i to był chyba jedyny pozytywny akcent w tym spotkaniu z udziałem „czarnych trykotów” (pewnym usprawiedliwieniem może być fakt, że wystąpili oni bez swoich dwójki podstawowych zawodników, „ciągnących” im grę: Włodka Kowalczyka i Piotrka Mąsiora). Z upływem czasu stado coraz wyraźniej zaczęło  osaczać rywala i coraz boleśnie kąsać. Kąsanie rozpoczął w 17 minucie najlepszy snajper kojotów, Podlesianin Gaweł (1:1). Następne, która stadu dała prowadzenie, zadał trzy minuty później inny Podlesianin, Mateusz Majda i na tym, typowo piłkarskim wyniku, pierwsza odsłona zakończyła się.

W drugiej, obraz nie uległ zmianie. Kojoty atakowały, księgarze bronili się, ale utracie kolejnych bramek nie zdołali zapobiec. Rozstrzelani jak nigdy bracia Witkowscy (Bartek i Grzesiek) kilkukrotnie próbowali „złamać” Michała Wysogląda, w końcu  sztuka ta udała się młodszemu (Grześkowi) i to dało stadu dwubramkowe prowadzenie. W 35 minucie pokazał się debiutujący w zespole kojotów, Jan „Jasiu” Królicki. Ex-muszkieter Bajeru  płaskim, precyzyjnym strzałem przy słupku zdobył czwartą bramkę dla swojego nowego zespołu. Piątą strzelił Mateusz Majda, a szóstą, znów Królicki. W końcówce spotkania szansę na zmniejszenie rozmiarów porażki miał Maciek Szczepańczyk, ale nie dał rady.

I tyle o tym meczu. Niedużo, bo jak się dzieje niewiele  to jest niedużo.

* o tym spektakularnym transferze czytaj w innym, bardziej sensownym i „gorącym” miejscu (Bajer – Włatcy Stadionuf.. :-  )

Wyróżnili się – w Kojotach Jan Królicki, Adrian Pękala, Grzesiek Witkowski i Mateusz  Majda ; w K3?.. następny mecz proszę!

Biamconerri – pauzują

30.08.203

Ultras Kęty – Orzeł  5:5

Szlagier kolejki. zmotywowane jak nigdy, bo ileż razy można z ultrasami grać -i to często grać zupełnie nieźle – i przegrywać? No ileż?!?.. No i zaczęło się dla orłów świetnie. W 2 minucie Migdałek strzela pierwszą bramkę, a chwilę później powinno być  już 2:0 (gdyby Przemek „Krzywy” Krzywdziak precyzyjniej przelobował własnego bramkarza). Zresztą „wyczyn” Przemka był pierwszym z całej serii błędów, gaf i nieporozumień w szeregach lidera ALF (tak kiepsko poczynających sobie kęczan chyba jeszcze nie widziałem nigdy). Niestety, mizernej dyspozycji rywala, walczaki nie potrafią zdyskontować –  marnują, jedna po drugiej (aż głowa boli), bramkowe sytuacje(ot, na przykład taki Krzysztof Mitoraj.. jak rasowy rugbysta, pan Krzysztof wykopuje piłkę z metra.. na wysokość drugiego piętra). W sumie walczaki marnują  p i ę ć  dogodnych szans (rekonwalescent Sylwek Bączek aż łapie się za włosy, czy raczej za resztkę tego, co mu z nich pozostało). A ultrasi..nawet w słabszej formie to jednak ultrasi..Starcza jedno, dokładne podanie z własnej połowy Wojtka Wilka do Adama Hawry i staje się  – zamiast wysokiego prowadzenia Orła mamy  remis 1:1. Ta bramka nie tylko wyrównuje stan meczu, ale też pomaga wyjść kęczanom z „dołka”(wreszcie zaczynają spokojniej  grać piłką i konstruować akcje zaczepne z  groźnymi, prostopadłymi podaniami na wysuniętych: Adama Hawrę oraz..Bartka Bujarka). Mimo tych wyraźnych symptomów poprawy kolejną bramkę zdobywa Orzeł (Marcin Nowak po podaniu z rogu uderza z pierwszej piłki i jest to kopnięcie nie do obrony). Minutę później w niemal identycznych okolicznościach (też po zagraniu z rogu, tyle, że po strzale.. samobójczym) pada bramka dla ekipy Olesiaka. W 18 minucie żółtą kartkę otrzymuje Wojtek Wilk i na dwie minuty schodzi z „placu”. Grający w osłabieniu, ultrasi omal nie zdobywają bramki (Kamila Forysia próbuje lobem pokonać Michał Karkoszka, ale bramkarz orłów nie daje się zaskoczyć i piłkę przerzuca nad poprzeczką). W końcówce pierwszej połowy swoje „pięć minut” ma walczak Przemek Płonka – najpierw uderza z woleja (piłka minimalnie szybuje nad poprzeczką), potem piekielnie mocno strzela z dystansu ( obok słupka).

W drugiej połowie o kryzysie ultrasów można już zapomnieć. Po rozegraniu piłki (z połowy boiska!)na „trzy klepki” przez Wilka z Hawrą, ten ostatni zdobywa trzecia bramkę dla swojej drużyny. W odpowiedzi – krótka piłka! – defensor Janusz Sokół (Sokół, ale jednak orzeł), wyprowadza piłkę ze swojej „szesnastki” i minąwszy najpierw kilku rywali, a potem  środek boiska, fantastycznie – tak trochę w stylu ultrasów – zagrywa ją  prostopadłym podaniem do Migdałka. strzela, ale do siatki nie trafia. Co nie udało się Kubie, udaje się Marcinowi – w  32 minucie precyzyjnym strzałem zza linii „szesnastki” pokonuje Kamila Pietrasa i jest 3:3.

Idąc za ciosem, w 34 minucie, kapitan walczaków, Zbigniew Mitoraj podejmuje indywidualną akcję i finalizuje ją potężnym uderzeniem  z połowy boiska (piłka przelatuje tuż..tuż obok okienka bramki ultrasów). 35 minuta meczu. Mający w tym meczu wyraźne „problemy adaptacyjne” Maks Cepiga wreszcie się odnajduje, a uderzona przez niego piłka, solidarnie z nim, odnajduje drogę do bramki walczaków. 4:3. Wajcha meczowa zaczyna się teraz przesuwać w stronę ultrasów – to oni przejmują  inicjatywę i zaczynają atakować (dwa, bardzo niebezpieczne strzały broni Kamil Foryś) Ofensywne poczynania kęczan na moment studzi duet Płonka-Migdałek (wyprowadzona przez  nich wzorcowo kontra kończy się bramką Kuby). Studzi, ale nie gasi. Po rzucie rożnym w wykonaniu Cepigi piłki dopada Bujarek i pakuje ją do siatki obok bezradnego Forysia. 5:4 dla kęczan. Czyżby zatem nudnej tradycji i tym razem miało stać się zadość i Orzeł  – jak to drzewiej bywało – miał znowu (po walce, bo po walce, ale jakież to pocieszenie) polec? Nie! Nie tym razem! W samej końcówce Przemek Płonka decyduje się na długą, krosową wrzutkę  w pole karne ultrasów. Do piłki pierwszy dochodzi Janusz Sokół, przecina w wyskoku jej lot i pakuje ją do siatki. 5:5. Remis. Drugi remis ultrasów. Dopiero drugi w tej edycji.

Wyróżnili się – w Orle Janusz Sokół, Kamil Foryś, Marcin Nowak i Przemysław Płonka; w Ultras Kęty Adam Hawro i Bartek Bujarek.

KCP Team – Czarna Mamba  8:0

Kilku zawodnikom Czarnej Mamby zdawało się, że mecz zaczyna się godzinę później niż w terminarzu, stąd był problem ze skleceniem podstawowego składu. Ale udało się i arbiter mógł odgwizdać rozpoczęcie Przez pierwsze minuty na boisku działo się niewiele. Muzycy nie kwapili się do szturmu, studenci uważnie i ze sporym respektem starali się utrzymywać przy piłce w środkowej strefie. Niestety, fatalny błąd jaki popełnił kaptan Czarnej Mamby, bramkarz Szymon Połata w minucie 5  (wdał się w „kiwkę” na własnym polu karnym z Michałem Pietrzykowski i w ten sposób studenci  stracili bramkę) sprawił, że ambitne marzenie o graniu na zero w tyłach pękło jak bańka mydlana. W 14 minucie po szybkiej  kontrze KCP Team, bramkę (taką na raty, bo pierwsze uderzenie zblokował Kamil Góral, a drugie golkiper Połata) zdobył  Rafał „Janek” Janosz. Muzycy nie zwolnili tempa – mocny strzał Pietrzykowskiego sparował na róg bramkarz Mamby, a stuprocentową sytuację, po efektownym rajdzie najbardziej nadpobudliwego zawodnika muzyków, zmarnował Kamil Woźniak (na całe szczęście w Michale złych fluidów i adrenalinki tym „wyczynem” nie obudził) . Co nie udało się po rajdzie i po „setce”, udało się po uderzeniach z dystansu. Najpierw Marcin „Misiu” Matusiak w swoim charakterystycznym stylu strzelił trzecią bramkę, a kapitan Mateusz „Ryba” Błasiak, niemal w takich samych okolicznościach, czwartą. Piąty gol był dziełem Mateusza Piskorka (a raczej tym co wieńczy dzieło, bo pomocnik KCP Team dobił piłkę w podbramkowym zamieszaniu po strzale Woźniaka). Trzeba zauważyć, że muzycy, pod nieobecność Mateusza Gębołysia, mogli zagrać w ataku, tak jak onegdaj, z podstawowymi  „żądłami” czyli Pietrzykowskim i Biesem na szpicy – i być może dlatego gra KCP Team w tym meczu, jak nigdy wcześniej, przypominała OLD KCP Team – klasyczne, szybkie wyjścia z własnej połowy, na „jedną, krótką klepkę” (z podłączającym się Janoszem czy Woźniakiem) sunęły na bramkę studentów raz za razem. Po jednej takich akcji  szóstego gola zdobył Tomek Bies. Siódmą bramkę Tomek dopisał do swego konta po kapitalnie wykonanym rzucie wolnym! (Woow..przepysznie to zrobił!) A przy ósmej i zarazem ostatniej, „Biesu”zaliczył asystę –  po dynamicznym rajdzie, niemal przez całą długość  boiska (!) , zagrał do Woźniaka, który dopełnia formalności. Studenci w żadnym  fragmencie meczu nie stanowili zagrożenia dla wicemistrza ALF.

Ktoś powie  – wynik jak ALF-owy walkower..po co było Mambie grać? Nic bardziej błędnego! Bo w ALF-ie  – tu posłużę się odważną metaforą – „..nie chodzi o to by złapać króliczka, ale by gonić go..ale by gonić go…”

Wyróżnienia – w KCP team dla Tomka Biesa, Kamila Woźniaka, Michała Pietrzykowskiego, Rafała Janosza i Mateusza Piskorka.; w Czarnej Mambie dla Mariusza „Maryśki” Naglika.

Włatcy Stadionuf – Bajer  8:2

 Bajer zaczął klasycznie czyli podstawową szóstką, potem doszedł Paweł Gizicki, ale on zawsze tak dochodzi. Nim jednak mecz zaczął w szeregach(2..słownie dwóch po trzech)  doszło do prawdziwej burzy, wywołanej  tabloidowym „niusem”, że oto  Jan „Janek”  Królicki raczył cichcem opuścić ich szeregi. Nie muszę dodawać, że najbardziej zagotował się boiskowy mentor Janka, Marcin Blok, któremu ponoć Janek-Trzeci-Muszkieter-Bajeru  zawdzięcza wszystko co z piłką się wiąże (i może właśnie to, a może także zmęczenie formułą ciągłej, symbiotycznej i emocjonalnie dynamicznej, aczkolwiek nierównej, futbolowej „więzi”  jaka się miedzy nimi na murawie wytworzyła, spowodowało, że Janek Królicki „padł”..)

Wracając do meczu. Sytuacja Bajeru była jeszcze z jednego powodu trudna; w składzie zabrakło podstawowego zawodnika Adriana „Majkiego” Majkucińskiego (na szczęście wrócił Mateusz Gąsiorek). Włatcy zmobilizowani – chciałem powiedzieć jak nigdy, powiem: jak zawsze – po raz pierwszy bez swojego kapitana Artura Legienia, który w tym czasie biesiadował integracyjnie z rodzinną firmą, ale jak przypuszczam, na bieżąco sytuację, między kolejnymi toastami, telefonicznie monitorował. Już w pierwszej akcji meczu mogła paść bramka dla kotłów, ale Krzysiek Babiuch trafił w słupek. W 12 minucie „Babik” był już bardziej precyzyjny; jego ostry strzał trafił w samo okienko bramki Bajeru. Minutę później Wacek Faron podwyższył na 2:0. Bajer w tym fragmencie gry też miał swoje szanse – po rozklepaniu defensywy włatcuf, znakomitą okazje zmarnował Kamil Mas Junior, w chwilę później  – pełna rehabilitacja! – futbolówkę umieścił już pewnie w siatce. Szybka i przede wszystkim wyrównana gra toczyła się do 20 minuty meczu – od niej (czyli od bramki Farona na 3:1 – i rzuconej ku niebiosom przez Edwarda Masa Seniora, dramatycznej kwestii: „..przez tego Królickiego!”) gra bajerantów zaczęła się walić. W 23 minucie władcy, po strzale Babiucha, odskoczyli na trzy bramki i losy pojedynku zaczęły coraz mocniej przechylać się na ich stronę.

W drugiej połowie niewiele się zmieniło. W kilka minut po wznowieniu  gry kolejnego gola dla włatcuf zdobył Wacek Faron (5:1),a zaraz po tym, bajerant Marcin Blok, bez powodzenia, próbował pokonać Mateusza Gawędę technicznym lobem. W 37 minucie pokazał się Mariusz Pyka i na raty(po uderzeniu i dobitce) zdobył kolejną, szóstą już bramkę dla swojego zespołu. Siódmą mógł zdobyć Rafał Makowski, ale sytuacji, którą stworzył mu Rafał Ramenda (po rajdzie skrzydłem) nie wykorzystał. Siódmą strzelił Krzysiek Babiuch. Bajeranci, mimo fatalnej sytuacji, próbowali zmniejszyć rozmiary porażki – i ich starania skończyły się powodzeniem – drugą bramkę na ich konto dopisał Edward Mas Senior. Ostatni strzelecki akcent należał do Farona i w taki to sposób konfrontacja między Bajerem, a Włatcami Stadionuf zakończyła się na wyniku 8:2.

Wyróżnienia – w ekipie Włatcuf Stadionuf dla Wacka Farona, Krzyśka Babiucha, Rafała Makowskiego i Przemka Tomiczka, w Bajerze dla Mateusza Gąsiorka

Paweł Kłaput / foto Piotr Rymarczyk

Szczegółowe tabele, wyniki i strzelcy bramek znajdują się na www.alfnw.futbolowo.pl

Ten wpis został opublikowany w kategorii Aktualności, Inne, Społeczne, Sportowe i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Czas na wpisanie wyniku operacji minął. Proszę przeładować CAPTCHA za pomocą ikonki (strzałki).

*