ALF po VI rundzie – relacja Pawła Kłaputa (FILMY)

ALF po siódmej kolejcePrzestawiamy relację po VI rundzie zmagań ALF w Nowej Wsi.

 

16.05.2013

Ultras Kęty – Kojoty  10:2

Piłkarze obu zespołów mieli tego wieczoru wybitnie utrudnione zadanie – musieli nie tylko zmagać się z rywalami i  z oporem kulistej materii (piłka), ale też – a może przede wszystkim – z radosną twórczością sąsiada zza miedzy (płotu), który równo z pierwszym gwizdkiem sędziego wzniecił był sobie na przydomowej działeczce ognisko. Dym – gęsty, paskudny dym – zasnuł niemal całe boisko i napełnił New Village Stadium wyjątkowo ponurą i d u s z n ą  atmosferę, w której lepiej poruszali się  mistrzowie ALF, choć pierwszą bramkę – i to już w 42 sekundzie – strzeliły kojoty. Później stado postraszyło jeszcze główką Kuby Gawła w poprzeczkę i jego sprytnym strzałem z 17 minuty, w dolny róg bramki kęczan (zmierzającą niechybnie do bramki piłkę „obronił”,  przebiegający akurat przez to miejsce, kojot Majda) – i to był jego (stada) łabędzi śpiew. W drugiej połowie, grające jednym rezerwowym, bardzo szybko opadło z sił (w gęstym dymie od sąsiada snuło się po boisku niczym przeklęci bohaterowie horroru „Mgła”) i ultrasi mogli sobie urządzić prawdziwe..polowanie na kojoty.

Wyróżnili się – w Ultras Kęty Bartek Bujarek, Mateusz Handy i Wojciech Jura; w Kojotach Kuba Gaweł.

Beskid Andrychów – K3  4:2

Faworyzowana ekipa spod Pańskiej miała w pierwszej odsłonie spore kłopoty z odczytaniem gry – nomen! omen! – księgarzy. K3 grało mocno zagęszczoną, zdyscyplinowaną defensywą, próbując od czasu do czasu, kontratakować lub strzelać z… własnego pola karnego do  „pustej bramki” (golkiper andrychowian, Wiesiek Rusinek, lubi bowiem podłączać się do gry w polu i wspomagać kolegów nawet na połowie rywala, ale to niekonwencjonalne zachowanie zawiera spory procent ryzyka; w 4 minucie na przykład, kopnięta przez jednego z księgarzy – w stronę opuszczonej przez Rusinka bramki – piłka minęła słupek o centymetry). W początkowym fragmencie meczu zawodnicy Beskidu dłużej byli przy piłce, dłużej ją „wózkowali”, dłużej nią grali, ale koszmarna dyspozycja strzelecka i świetnie spisujący się w bramce Michał Wysogląd (nr 1 meczu!) sprawiały, że  w pierwszych 25 minutach po ich stronie nie było żadnych zdobyczy. Gorzej! Andrychowianie tą odsłonę zakończyli na minusie – w 10 minucie, po świetnej kontrze K3, w polu karnym sfaulowany został Włodek Kowalczyk i on sam z rzutu karnego, wyprowadził niespodziewanie swój zespół na jedno bramkowe prowadzenie. Druga połowa zaczęła się identycznie jak pierwsza – pasy były przy piłce, pasy atakowały i pasy dalej.. fatalnie pudłowały. Dopiero indywidualna akcja Zbyszka Polaka z 32 minuty odczarowała bramkę księgarzy i zmieniła oblicze tego meczu. Gdy w chwilę później Leszek Książek, świetnym strzałem z pierwszej piłki z dystansu, po raz drugi umieścił „skórę” w bramce rywali, andrychowianie mogli: odetchnąć, „poszanować” piłkę i  – na spokojnie – zaatakować  z z e s p o ł o w e j  kontry na jeden kontakt. Czyli z tego, co lubią najbardziej.

W  Beskidzie Andrychów wyróżnili się Leszek Książek, Wiesiek Skupień i Zbigniew Polak; w K3 Michał Wysogląd oraz Włodek Kowalczyk.

Bianconerri – Śródmieście 1:5

Zapowiadało się na ciekawy mecz, a to z jednego, z podstawowego powodu: obie drużyny uważały, że tego meczu nie mogą przegrać! Więcej! nie mogą nawet zremisować!  I rzeczywiście, obserwatorzy nie pomylili się. To było ciekawe,dobre, a momentami nawet bardzo dobre, spotkanie. Zaczęło się  wszystko po myśli bianconerrich. W 5 minucie, największa zebra wśród zebr, Mariusz Bułaś (teraz już po weryfikacji, wiem: 197cm wzrostu) przepięknym uderzeniem z wolnego zdobył bramkę i wprawił kolegów w stan słusznej euforii, ale..cóż.. miłe złego początki. Miastowi miast paść na kolana, zabrali się do roboty. W  11 minucie po strzale z pierwszej piłki w wykonaniu – jak zwykle aktywnego i twardego niczym skała –  Łukasza Kruka piłka do bramki zebr jeszcze nie wpadła, ale już w 13, po  jego kolejnej akcji, już tak. W okolicach minuty, w niesamowicie  kuriozalnych okolicznościach Śródmieście zdobyło drugą bramkę – powracający do ALF po dłuższej przerwie Eryk Zwoliński, posłał – prostopadłym, dolnym p o d a n i e m  z p o ł o w y boiska – piłkę na tzw. „ walkę” ( w centralnej Polsce mówią: na „aferę”) w pole karne zebr. Dziwnym trafem (a mówiąc po ludzku,  za sprawą kilku niemiłosiernych kiksów zawodników obu drużyn) piłka przeleciała nietknięta między nogami zawodników i w t u r l a ł a  się do bramki obok kompletnie zaskoczonego i zdezorientowanego golkipera Sebastiana Niemca..Bianconerri nie zdołali jeszcze się otrząsnąć, a tu spadł na nich kolejny cios; po kontrze zainicjowanej przez niezmordowanego Kruka bramkę strzelil Paweł Mołek. Druga połowa, mimo, że gole zdobywali już tylko dla miastowi, była równie ciekawa jak pierwsza, o ile nie ciekawsza. Obie ekipy zagrały jeszcze szybciej, jeszcze agresywniej, z jeszcze większą determinacją (zebry mimo, że przegrywały – i to wyraźnie – do końca starały się walczyć jak o zwycięstwo; miastowi, mimo, że wygrywali – i to wyraźnie – do końca grali jakby..gonili wynik).

Wyróżnili się –  w Śródmieściu Łukasz Kruk, Paweł Mołek i Eryk Zwoliński; w Bianconerri Mateusz Królicki, Kamil Baścik oraz Mariusz Bułaś.

17.05.2013

Bajer – Orzeł

O mały włos, a do meczu by nie doszło. Bajer znalazł się w ogromnych tarapatach kadrowych, bo jak się okazało na zawody stawiła się wyłącznie stara, niezawodna gwardia (Edward Mas, Paweł Gizicki (chory!), Mateusz Gąsiorek, Andrzej Sadlik oraz jedyny przedstawiciel „nowej fali” Adrian Majkuciński) uzupełniona, specjalną dyspensą organizatora, przez weterana boisk wszelakich, Sylwestra „dziadka” Bączka.  W takiej „oczywiście oczywistej” sytuacji (ejże..czy aby na pewno?.. 🙂 kwestią  otwartą zdawało się być nie to, kto wygra (Orzeł!) tylko w  jakich rozmiarach. Początek pojedynku potwierdzał tą tezę; walczaki już po 10 minutach prowadziły 3:0, chwilę odsapnęły i  ponownie, na pełnym luzie, zaaplikowały bajerantom trzy trafienia (przedzielone ładną bramką z dystansu Edwarda Masa). W tym momencie zanosiło się na prawdziwy pogrom..Nie chwal jednak dnia przed zachodem słońca, a orła przed ostatnim gwizdkiem sędziego! To co zaczęło się dziać pod koniec pierwszej odsłony i w c a ł e j  drugiej zdawało się przeczyć wszelkim prawom fizjologii..anatomii..teorii sportu i czego tam jeszcze chcecie! Ni stąd, ni z owąd bowiem, starsi panowie przy stanie 1:6 doznali piłkarskiej iluminacji, wstąpił w nich jakiś niesamowity duch walki i starsi panowie zaczęli – ogromnym poświeceniem i zaangażowaniem –  „gryźć trawę resztką zębów” ( wspierając się, czy to w obronie czy w ataku nieśmiertelną zasadą: jeden za wszystkich! wszyscy za jednego!) wzbudzając autentycznie: zdumienie w ekipie przeciwnej, a w widzach szacunek.

PS na podkreślenie zasługuje postawa fair play Adriana Majkucińskego; odgwizdany na nim przez sędziego faul w polu karnym uznał za omyłkę i przy „egzekucji” posłał piłkę świadomie w ręce bramkarza rywali (w sytuacji, w której po ewentualnym strzeleniu gola bajeranci „łapali kontakt” z Orłem!)

PS Uwaga! Rada Naczelna Bajeru  (po meczu ledwo żywa) zapowiada wyciągnięcie surowych konsekwencji wobec tych młodszych kolegów, którzy swą nieobecnością na boisku tak niefrasobliwie wystawili na szwank ich zdrowie.

Wyróżnili się – w Orle Przemek Płonka i Zbigniew Mitoraj; w Bajerze Mateusz Gąsiorek, Edward Mas, Adrian Majkuciński, Paweł Gizicki i Sylwek Bączek.

Czarna Mamba – Sąsiedzi  4:1

FC Sąsiedzi do meczu ze studentami przystąpili w – jak to się sztampowo określa – minorowych nastrojach. Poważnej kontuzji nogi podczas jazdy bicyklem nabawił się dzień przed spotkaniem ich as atutowy, Kamil Leśniak (tym samym zawieszona została nie tylko jego przygoda z ALF, ale także, nabierająca tempa, kariera hokeisty). Jak by tego było mało,  od dłuższego czasu na New Village Stadium nie pojawia się as mniejszy czyli Artur Harat (o asie nr3, słynnym kierowniku, tym od jeszcze słynniejszej reklamówki, już nawet nie wspomnę). Jednymi słowy: w kadrze sąsiadów źle się dzieje… Ale wróćmy na murawę. Początek meczu był  wyjątkowo statyczny i dopiero w 6 minucie, sprytne uderzenie Amadeusza Pasieki tyłem głowy na bramkę FCS ożywia nieco ospałą atmosferę. W 11 minucie po rzucie z autu w wykonaniu studentów dochodzi do horrendalnego nieporozumienia między obrońcą, a bramkarzem FCS (ten ostatni zupełnie niepotrzebnie chciał złapać piłkę – z autu nie ma bramki! – a ponieważ chciał, ale  nie złapał –  a ta wpadła do siatki, gol został zaliczony). W kilka minut później Sebastianowi Mysłajkowi udało się doprowadzić do remisu. Kluczowym momentem dla losów meczu okazała się być sytuacja z końcówki  pierwszej połowy, w której to sędzia sąsiadom rzut karny;  do piłki podszedł Mysłajek, przymierzył mocno, ale mało precyzyjnie i zastępujący etatowego bramkarza Czarnej Mamby, Szymona Połatę, jego imiennik Kornecki,  wyczuł intencje strzelca – w handballowym stylu (nogą w wykroku) zdołał odbić piłkę na bok. Wprost pod stopy Kamila Górala. Kamil bez większego zastanawiania się, „uruchomił”  Mateusza Wantołę, a ten, jak rasowy skrzydłowy, pognał prawą flanką przez 2/3 boiska  i sfinalizował akcję golem na 2:1. W ostatnich minutach spotkania, jeszcze dwukrotnie – raz z kontry, raz w zamieszaniu podbramkowym – wkopali sąsiadom piłkę do siatki i postawili przysłowiową kropkę nad „i”.

Wyróżnili się – Czarnej Mambie Mateusz Wandoła, Paweł  Węgrzyn,  Kamil Góral i Szymon Kornecki; w FCS Włodzimierz Gasidło i Sebastian Mysłajek.

[youtube_sc url=”http://www.youtube.com/watch?v=wIwSWrr2CHw&feature=youtu.be”]

15.05 2013

 KCP Team – Włatcy Stadionuf  8:1   (mecz rozegrany awansem)

 Z przyczyn obiektywnych nie mogłem obserwować tego meczu. Otrzymałem jednak relację od kapitana Włatcuf Stadionuf, Artura Legienia  i  – summa summarum -postawiłem ją  tutaj umieścić. Oczywiście, żeby nie był to punkt widzenia jednej strony, od razu zaproponowałem kapitanowi KCPTeam, Mateuszowi „Rybie” Błasiakowi  dodanie własnej oceny. „Ryba” stwierdził: „ cóż..myślę, że jak było, najlepiej powie nam relacja filmowa  z meczu, którą zrobili władcy i którą – mam nadzieję – dla wszystkich zainteresowanych  w internecie zamieszczą..”

Relacja Artura Legienia (publikowana w wersji oryginalnej): „.. ja sobie pozwoliłem zatem na swoją, subiektywną bo ciężko mi pisać z perspektywy gracza jednej z drużyn.
WŁATCY STADIONUF- KCP TEAM 1:8 (1:4) Pewne i zasłużone zwycięstwo „muzyków”. No i mógłbym skończyć pisać…. ale coś „skrobnę”, jakiś pozytyw i o Włatcach bo wynik – nie tylko moim zdaniem- trochę za wysoki (chyba). Początek nie zapowiadał klęski: 1-0 dla KCP, ale niemal natychmiastowa odpowiedź Włatcuf i zrobiło się 1-1 po bramce Tomka „Kojota” Gębołysia. Kolejne minuty to ataki KCP, ale przy dość dobrze działającej obronie (jeszcze) Włatcuf bez dokumentacji bramkowej… do czasu oczywiście, bo w końcu zrobiło się 2-1, 3-1 i 4-1 do przerwy. W między czasie Włatcy mieli kilka dobrych sytuacji, m. in. strzały Kasperczyka (i tu świetny kunszt bramkarski wykazywał Wojtek Wiktor) czy potężna bomba w poprzeczkę „Gumisia”. W II połowie „kotły” poszły na całość – chcąc próbować odrobić wynik odkryli się i atakowali przeciwnika wysoko- czy dobrze? Wszak wiadomo, że pójście na wymianę i otwartą grę z KCP kończy się tragedią tudzież dramatem na koniec. No i tak też było – druga połowa na 4-0 dla „muzyków”, bramki kończone szybkimi wypadami z kontry spod swojej bramki. Między strzelanymi bramkami przez KCP, „kotły” miały kilka dogodnych sytuacji, ale znowu kilkakrotnie z ciężkich opresji wyciągał ich bramkarz- Wojtek Wiktor- świetnie dysponowany tego wieczoru. I stąd sentencja z początku recenzji, że wynik trochę za wysoki, bo więcej jak jedną bramkę „kotły” mogły strzelić i powinny, a KCP wykorzystało prawie wszystko co mogło. No i teraz można zastanawiać się czy nie lepiej było się bronić i przegrać np. 1-5 czy 1-6 broniąc się niż dostać „ósemeczkę” przy otwartej grze. Cóż… Włatcy spróbowali pograć z dużą silniejszą drużyną w piłkę i nie udało się. Gramy jednak dalej bo z liderem i głównym kandydatem do wygrania ligi to nie wstyd („Piłka jest okrągła, a bramki są dwie, albo my wygramy, albo oni”- jak mawiał Kazimierz Górski, ale moim (subiektywnym) zdaniem KCP wygra wszystkie w sezonie – odpowiedź na jesień:)).

Mateusz „Ryba”Błasiak: „ cóż..myślę, że jak było na boisku, najlepiej powie nam rejestracja filmowa z meczu, którą robili włatcy i którą – mam nadzieję – dla wszystkich zainteresowanych umieszczą w internecie (https://www.nowa-wies-kety.pl/ przyp.: p.k.)..”

I połowa:
[youtube_sc url=”http://www.youtube.com/watch?v=_pO_Mwxphss&feature=youtu.be”]

II połowa:
[youtube_sc url=”http://www.youtube.com/watch?v=qce2rMpAU9o&feature=youtu.be”]

PS. nie ukrywam, że mnie, organizatorowi i komentatorowi niezależnemu rozgrywek ALF w Nowej Wsi, klecącemu w pocie czoła co tydzień relacje z zawodów,  największą frajdę zrobiło jedno zdanie  od Artura – cytuję: „.. no i jeszcze jedno…mecz, meczem, ale przed rozpoczęciem spotkania, każdy bardziej zastanawiał się czy będzie Animator, aniżeli Sędzia. to tak a propos absencji Pana, które nie trudno policzyć na orlikowych zmaganiach w NW:) no i brak recenzji, na którą wszyscy zawsze czekają”. Niestety, w nadchodzącym tygodniu z powodu wyjazdu służbowego po raz pierwszy w historii ALF, nie będę obecny w całej, jednej kolejce ALF!

Paweł Kłaput

Szczegółowe tabele, wyniki i strzelcy bramek znajdują się na www.alfnw.futbolowo.pl

Ten wpis został opublikowany w kategorii Aktualności, Inne, Społeczne, Sportowe i oznaczony tagami , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

1 odpowiedź na ALF po VI rundzie – relacja Pawła Kłaputa (FILMY)

  1. arthurae pisze:

    będzie meczyk rzucony na YT, prawdopodobnie jutro się uda

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Czas na wpisanie wyniku operacji minął. Proszę przeładować CAPTCHA za pomocą ikonki (strzałki).

*