ALF po 15 kolejce

Zapraszamy do przeczytania relacji z 15. kolejki Amatorskiej Ligi Futbolowej…

6.09.2012

Los Kojotos – Streed Squad  3:12

„Gdyby mecze z naszym udziałem trwały 25 minut..” – to pomeczowe westchnienie obrońcy kojotów, Bartka Witkowskiego mogłyby właściwie stanowić za cały komentarz do pojedynku kojotów z ulicznikami. Zaczęło się tak jak we wcześniejszych meczach..czyli od frontalnego, radosnego ataku wszystkimi zawodnikami, straconej przechwytem piłki, bezlitosnej kontry i.. 0:1 na tablicy. Los Kojotos II w końcu wyciągnęli wnioski: zaczęli grać z asekuracją w tyłach i to – na pewnym etapie , powtarzam na p e w n y m  etapie – zaczęło procentować (niespodziewane wyjście na prowadzenie 2:1, głównie za sprawą owej sensowniejszej gry w tyłach  i dynamicznych napastników: Jakuba Gawła i Adriana Pękali). Niestety jeszcze w pierwszej połowie po niepotrzebnie sprokurowanym karnym (tak na marginesie: który karny jest potrzebny?) padła wyrównująca bramka dla uliczników, a zaraz po niej kolejna. I w tym momencie kojoty straciły koncept i chyba w wiarę satysfakcjonujące rozstrzygnięcie tego pojedynku. W drugiej połowie oprócz konceptu i wiary straciły jeszcze siły. Stąd tak przykre rozmiary porażki.

W zespole uliczników wyróżnił się Łukasz Kruk (z ustrzelonymi siedmioma bramkami niemal otarł się o alftricka!) oraz  Eryk Zwoliński i Maciej Lipiński; w kojotach Jakub Gaweł i Adrian Pękala.

7.09.2012

Ultras Kęty-  Włatcy Stadionuf  8:4

Dla Włatcuf Stadionuf – w formie czy też nie..to bez znaczenia!-  ultrasi stanowili zawsze prawdziwe przekleństwo (dotychczasowe mecze zazwyczaj kończyły się ich wysoką, dwucyfrową porażką). Że coś może drgnąć i zmienić się w tej materii na plus przekonała nas połowa meczu. Ekipa, występująca z logo firm zajmujących się kotłami i opakowaniami (ich nazw z wiadomych względów nie wymienię), grając zadziornie, twardo i bez najmniejszych kompleksów (szefowie owych firm, których nazw z wiadomych względów nie wymienię, gdyby raczyli obserwować swoich podopiecznych – a nie raczyli – byliby pewnie usatysfakcjonowani) toczyła z liderem wyrównany bój – długo mieliśmy  remis 3:3 i jeszcze w zanadrzu.. potężne uderzenie Legienia po którym piłka odbiwszy się od wewnętrznej części poprzeczki,  opadła na linię bramkową – niektórzy mówią, że za – i wyszła w pole. W drugiej połowie doświadczenie kęczan i ich lepiej zorganizowana, „ekonomiczna” gra, pozwoliły odjechać im na bezpieczny dystans i pewnie zgarnąć trzy punkty.

PS. tym razem nie doszło do „bratobójczego” pojedynku między, pauzującym za czerwoną kartkę, obrońcą Tomaszem Gębołysiem (Włatcy Stadionuf), a nieobecnym z nieznanego mi powodu, super-snajperem Mateuszem Gębołysiem (Ultras Kęty). Szkoda, bo w tej wewnętrznej, rodzinnej konfrontacji mogło być całkiem, całkiem ciekawie..

W  ultrasach wyróżnił się: Bartek Bujarek, Wojciech Jura i Adam Hawro; w ekipie włatcuf: Wacław Faron, Mateusz Gawęda i Artur Legień.

Gluty z Kalkuty – KCP Team  1:9

Chwaliłem ostatnio gluty za dobrą, a nawet bardzo  postawę w ostatnich kolejkach Ligi ( i to jeszcze w tak „przykrych okolicznościach kontuzji”), a tu masz!.. w spotkaniu z KCP totalny klops. I to od początku. Zero walki. Bezpłciowość w ofensywnych poczynaniach. W defensywnych zresztą też. Nie ma się zatem co dziwić, że muzycy – nie powiem.. spacerkiem, ale bez specjalnego wysiłku – odnieśli wysokie, zdecydowane zwycięstwo i tym samym umocnili się na pozycji wicelidera. Gluty? Cóż..należy mieć nadzieję, że to tylko niechlubny wyjątek..taki  wypadek przy pracy, że w następnych grach t a k i e  c o ś już się nie powtórzy i że takiego zawodu – nam i kibicom i  przede wszystkim swoim ojcom-założycielom –  nie sprawią…..

Wyróżnili się: Michał Pietrzykowski, Tomek Bies i Mateusz z KCP Team. 

Bajer – Oldboje  3:4

Bajer wyraźnie nie leży oldbojom. W rundzie wiosennej pasy, w okrutnych mękach, wyszarpały z nim szczęśliwie zwycięstwo 4:3.  Teraz – wypisz! wymaluj! – było podobnie. Od początku meczu widać było, że starsi panowie będą mieli ciężki orzech (bajer) do zgryzienia. Bardzo dobrze usposobione tego dnia trio: Gąsiorek-Blok-Królicki raz po raz siało zamęt na ich przedpolu, a jego efekt był piorunujący: po 10 minutach  na New Village Stadium mieliśmy sensacyjne 3:0 dla Bajeru! Wyjadacze z „Beskidu” nie spanikowali i mozolnie, metodycznie, bez nerwów, zabrali się do odrabiania strat (jest taka stara, prawda, że prawdziwy charakter drużyny objawia się nie wtedy jak wszystko jej idzie, ale wtedy, kiedy idzie jej jak po grudzie – w tym meczu mieliśmy kliniczny przykład owej prawdy). Jeszcze do przerwy, po strzeleniu dwóch goli, oldbojom udało się złapać kontakt (2:3). Po przerwie temperatura pojedynku wzrosła. Bajeranci, broniąc cennego prowadzenia, nie zrezygnowali z groźnych kontr, oldboje – bo cóż im pozostało? – zaryzykowali  i odpuszczając „tyły” zaatakowali niemal całym zespołem. Ten manewr „va banque” opłacił się. Najpierw wpadła wyrównująca bramka, a potem na sekundy przed gwizdkiem końcowym sędziego, zwycięska.. 4:3 ..jak wiosną…

Ku pocieszeniu  (jeżeli w tak dramatycznych można mówić o jakimkolwiek pocieszeniu) Pana Edka, który zostawił na murawie kawał zdrowia i który opuszczał ja w naprawdę minorowym nastroju powiem tyle: to było najlepsze spotkanie Bajeru w historii jego występów w ALF!

Wyróżnienia? W pasach dla Sebastiana Pilarskiego Wiesława Skupnia i  Zbigniewa Polaka;  w Bajerze, dla  wspomniane wyżej tria : Mateusz Gąsiorek (nie darowano by mi , gdybym nie wspomniał, że Pan Mateusz nie tylko że dobrze grał, ale  jeszcze raczył był oddać w pierwszej odsłonie atomowy strzał, grubo, strzał zza linii karnego!..a to jak na jego standardy wyczyn nie lada), Marcin Blok, Jan Królicki i dla Edwarda „seniora” Masa.

Czarna Mamba – Orzeł  8:8 

Patrząc na sytuację w tabeli – najistotniejszy pojedynek tej rundy. Orły, okupujące w Lidze trzecią pozycję w Lidze, kontra goniąca ich z czwartego miejsca Czarna Mamba. Walczaki do tej arcyważnej konfrontacji przystępowały w nienajlepszych nastrojach – z różnych powodów zabrakło bowiem  w ich składzie: Naglika, Juraszka, Szulca, Grocholskiego i Jarosza. Studentom takie nastroje są programowo obce – zazwyczaj wszystkie mecze zaczynają w czwórkę..w piątkę.. szóstka na wejściu  wywołuje w nich stany euforyczne ( w tym meczu odnotowaliśmy niesamowitą mobilizację: nie dość, że Mamba od początku zagrała pełnym składem to jeszcze w odwodzie miała jednego rezerwowego!). Pierwsze dziesięć ..piętnaście minut to twarda, obustronnie ostra, męska gra, ale bez fajerwerków. Zdecydowanie lepiej kleiła się ona  studentom – to oni częściej, swobodniej  i    e f e k t y w n i e j    atakowali, co przełożyło się na wyraźne prowadzenie. Po przerwie nic się specjalnie nie zmieniło.. łatwo rozbijali chaotyczne i nieporadne  ataki walczaków, w rewanżu, karcąc ich  z kontr, kolejnymi bramkami (szalał niezwykle aktywny Iwan Polakow, a  Mamba uciekła rywalowi na pięć bramek). I gdy wydawało się, że już nic nie jest w stanie zmienić losów tego pojedynku – bo teoretycznie nie było! – w praktyce, na murawie,  nastąpił niesamowity zwrot akcji. Orłom udało się w końcu przełamać – strzeliły jedną bramkę ..potem drugą.. trzecią.. i pojawiła się nadzieja, a wraz z nią – nie boję się tego powiedzieć – heroiczna postawa całego zespołu (to, co walczaki wyprawiały w końcówce, jak zażarcie walczyły o każdą piłkę, o każdy metr boiska, o dogonienie rywala, wymaga szacunku, najwyższego szacunku). I ten heroizm został nagrodzony. Remisem 8:8!

Iwan i spółka, którzy również zasłużyli na uznanie, długo nie mogli pogodzić się z tym co się stało na boisku…

Wyróżnienia –  w Czarnej Mambie dla Iwana Polakowa (za 6 bramek i sporą ilość wybieganych kilometrów), Szymona Połaty i Adriana Bryzka; w Orle dla… dla całego zespołu ! za co? Za   h e r o i z m !

Kłaput

Ten wpis został opublikowany w kategorii Aktualności, Ciekawostki, Inne, Społeczne, Sportowe i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Czas na wpisanie wyniku operacji minął. Proszę przeładować CAPTCHA za pomocą ikonki (strzałki).

*