10 grzechów budżetu partycypacyjnego

10grzechow_panskaskorkaPrzedstawiamy na temat budżetu partycypacyjnego, który ukazał się na stronie .com i na którego przedruk na naszą stronę uzyskaliśmy zgodę redakcji. Zapraszamy do zapoznania się z nim i podjęcie ewentualnej dyskusji.

10grzechow_panskaskorkaPo ostatnim niemerytorycznym, tendencyjnym i, powiedzmy sobie szczerze, po prostu głupim wpisie, czas na zapowiedziane deliberacje na temat budżetu partycypacyjnego. Temat jest ważki, a że swej złośliwości upust już dałem, przechodzę od razu od rzeczy.

Podobno w internetach najlepiej przyjmują się teksty w punktach. To też i ja w punktach oskarżam budżet partycypacyjny o:

1. Niespójność. Do konkursu stają projekty oderwane od długofalowej polityki rozwoju i działań podejmowanych w danym obszarze, oderwane od badań potrzeb, planów, wcześniejszych i planowanych inwestycji. Taka doraźność łatwo może prowadzić do zmarnowania środków. Pouczający jest przykład projektów, które „wygrały” w zeszłym roku na Ochocie, a które nie doczekają się najpewniej realizacji. Może całe szczęście?

2. Niedemokratyczność. Ten wątek poruszałem już wcześniej, jednak w moim przekonaniu jest kluczowy, więc pokrótce przedstawię go i tu. Uważam, że taka forma dzielenia publicznych pieniędzy jest wykluczająca dla grup nie mających kompetencji do złożenia wniosku lub możliwości mobilizacji stronników i organizacji poparcia (np. dla osób starszych). Potrzeby tych grup nie będą więc reprezentowane.

3. Wzmacnianie silnych. To wątek, na który w zeszłym roku zwrócił uwagę Wojtek Waglowski pisząc: „To czego się obawiam to umocnienie demokracji tam gdzie ona jest już i tak mocna. Taki budżet będzie nagrodą za obywatelską postawę – i jak przypuszczam (…) wygrają projekty w miejscach, gdzie postawy demokratyczne są silniejsze. Za to projekty w innych dzielnicach nie znajdą uznania, co mieszkańców z kolei zniechęci do aktywności.”

4. Osłabianie demokracji przedstawicielskiej i roli samorządu. Jeśli demokratycznie wybrani przedstawiciele mieszkańców miasta oddają budżet do podziału wyborcom, to dają jasny sygnał, że sami nie wiedzą jak go podzielić, i jakie potrzeby mają wyborcy. Co ich kompromituje jako reprezentantów, i cały mechanizm demokracji lokalnej wraz z nimi. Po co nam tacy przedstawiciele?

5. Antagonizowanie. Rywalizacja o pieniądze do podziału paradoksalnie (a może wcale nie paradoksalnie) nie sprzyja myśleniu w kategoriach wspólnotowych. Dość przypomnieć kontrowersje wokół projektu (jednego!) wybranego do realizacji na Ursynowie. Być może jest to znów kwestia wyrwania tego plebiscytu z całego kontekstu potrzeb i finansowych możliwości dzielnic i miasta? Przestajemy tworzyć całość i dążyć do kompromisu, każdy walczy o swoje. A w przypadku Ursynowa – zwycięzca zgarnia pulę.

6. Budowanie opozycji wobec właściwego budżetu. Budżet należy do obywateli. A budżet miejski niby do kogo należy? Do urzędników? Drodzy Obywatele! On też jest wasz! Być może zamiast wyrywać sobie ochłapy powinniśmy raczej zająć się właściwym budżetem? Obserwować jego powstawanie i uchwalanie, oceniać racjonalność, lobbować o uwzględnienie swoich grupowych potrzeb.

7. Wykorzystywanie przez administrację. To pewnie bardziej kwestia praktyki niż samej idei, ale jednak istotna. W zeszłorocznych zawodach wystartowało nad wyraz dużo jednostek budżetowych – szkół, domów kultury, ośrodków sportowych. W ten sposób się zamyka, a pieniądze wracają do tego samego worka, tyle że okrężną drogą.

8. Nieracjonalność. Podobnie ideę budżetu partycypacyjnego wypaczają projekty „infrastrukturalne” – remonty chodników, wytyczanie parkingów, ścieżek rowerowych. Podstawowa infrastruktura miejska powinna być finansowana z publicznych pieniędzy. I ostatecznie będzie (bo niby jakie są pieniądze „partycypacyjne”?). Tyle że powstaniem nie tam, gdzie według racjonalnych kryteriów jest potrzebna, tylko tam, gdzie mieszkańcy ją sobie „wypartycypują”.

9. Mydlenie oczu. W zeszłym roku do podziału mieszkańcy Warszawy dostali 26 mln złotych. W tym roku ma być 51 mln. „Rekordowo dużo”. Ale ciągle jedynie odprysk budżetu właściwego. Jeszcze raz – „to nie jest żadne upodmiotowienie” tylko mydlenie oczu, budowanie złudzenia, że nagle obywatele mają na coś wpływ.

10. Kanalizowanie emocji. Nic dziwnego, że entuzjastycznie do budżetu partycypacyjnego podchodzi Ratusz. Za niewiele ponad 50 mln z miejskiej kasy przeznaczonych na projekty, które i tak byłyby  finansowane z miejskiej kasy, kupuje sobie spokój i poparcie wyborców.

Może zamiast namiastki demokracji od święta lepsza jest na co dzień? Konsultacje społeczne przy uchwalaniu budżetu? Przy planach zagospodarowania przestrzeni? Rozwój rad osiedlowych? Zamiast zadowalać się 2% – może postarać się by sensowniej /efektywniej/ sprawiedliwiej wydać te 98%.

***

Źródło: 10 grzechów budżetu partycypacyjnego

Ten wpis został opublikowany w kategorii Aktualności, Ciekawostki, Inne, Inwestycje, Kulturalne, Społeczne, Urzędowe i oznaczony tagami , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

3 odpowiedzi na 10 grzechów budżetu partycypacyjnego

  1. Stefan pisze:

    Niestety, ale na dalszą realizację podstawowej przecież dla demokracji idei Budżetu Obywatelskiego będziemy musieli poczekać przynajmniej 3.5 roku, patrząc na to, co urzędujący obecnie burmistrz zapowiadał w kampanii wyborczej.

    Po cichu naiwnie jeszcze liczę, że tej obietnicy nie zrealizuje, czyli pomimo tego, że krytykował BO w kampanii, będzie kontynuować tą – pozytywnie przecież ocenianą w całym kraju – inicjatywę. W myśl zasady „oceniajmy pomysły, a nie ich autorów”.

  2. Zenon pisze:

    Trafiłaś w sedno. Skąd w tych 10 punktach tyle negatywnych emocji? Może dla wywołania dyskusji.
    Ideą budżetu obywatelskiego jest partycypacja (z łaciny particeps – biorący udział, z ang. participation – uczestniczenie). Wartością samą w sobie jest włączenie obywatelek i obywateli w decydowanie o wydatkowaniu publicznych pieniędzy i branie odpowiedzialności za nie, wspieranie władzy do podejmowania lepszych decyzji.

  3. Ewa pisze:

    Nie zgadzam się ze wszystkimi 10 punktami opracowania. Każdy z nich ma znaczenie pejoratywne, które manipuluje opinią publiczną. Nigdy w gminie Kęty nie widziałam tak wielkiego zaangażowania jak przy głosowaniu nad budżetem obywatelskim. I jedną z najskuteczniejszych grup okazali się seniorzy!. Żeby mówić o szerokich konsultacjach trzeba pójść na sesję Rady Miejskiej i zobaczyć jakie jest zainteresowanie mieszkańców, ilu z nas jest obecnych?. Ilu z nas uczestniczy w wyborach? Ilu z nas głosuje świadomie?. PRL zniszczył społeczeństwo obywatelskie. Sprawujący władze zarówno na szczeblu samorządowym jak i centralnym nie napawają optymizmem i od czegoś trzeba zacząć. Czy ktoś z Państwa zna wzór na demokrację – 6 + 6 + 60 ?. 6 miesięcy na zmianę ustroju (prawa), 6 lat na zmianę gospodarki a 60 na zmianę społeczeństwa. Od czegoś trzeba zacząć aktywizując obywateli. I chwała tym, którzy się tego podejmują, bo pokazują, że nie mają patentu na nieomylność i chcą aktywizować społeczność lokalną.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Czas na wpisanie wyniku operacji minął. Proszę przeładować CAPTCHA za pomocą ikonki (strzałki).

*