Relacja z siódmej kolejki ALF w Nowej Wsi

Orlik w Nowej WsiPrezentujemy relację z siódmej kolejki ALF rozegranej w Nowej Wsi na Orliku. Autorem relacji jest Kłaput. Z dedykacją dla tych wszystkich, którzy na ten trudny czas na New Village Stadium się stawili.. 🙂

 

Orlik Nowa Wieś, New Village Stadium

15.05.2014

Bajer – Orzeł 0:8 (vo)

Wydawało się, że meczów Bajeru już nie zobaczymy. W środę rzecznik zespołu, Edward Mas Senior, ogłosił upadłość i wywiesił białą flagę (czarę goryczy przelała ostatnia porażka z zebrami grającymi cały mecz w piątkę – dla brązowych medalistów ubiegłego sezonu, a szczególnie dla Adriana Majkucińskiego i Roberta Szłapy był to afront nie do przełknięcia..). I taka informacja poszła w cyberprzestrzeń. Ale w czwartkowe popołudnie nastąpił radykalny zwrot akcji – znowu drogą telefoniczną i znowu przez rzecznika Edwarda Masa Seniora – poinformowany zostałem, że „rada starszych” Bajeru ponoć uporała się z kryzysem w szeregach i związku z tym pyta nieśmiało: czy dałoby się bajerantów marnotrawnych przygarnąć z powrotem na łono ALF-owej rodzinki?

Dać się rzecz jasna da, ale walkower z Orłem i zero punktów na koncie po siedmiu kolejkach to już rzecz nie do odwrócenia.

Ultras Kęty – Kojoty 5:2

Niebo nie miało litości. Dla zawodników. Dla sędziego. Dla piszącego te słowa. I dla Mariana, najwierniejszego kibica ALF. Dotychczas niezawodny sanitariusz Sławek F. „zdradził ideały” i zrobił sobie na ten paskudny czas wolne. Lało jak z cebra i nie przestawało lać, ale – paradoksalnie – tak trudne, ekstremalne wręcz warunki, tylko przysłużyły sie widowisku, bo zawodnicy obu zespołów, chociaż przyzwyczaili nas, że zawsze poruszają się żwawo, to teraz poruszali się jeszcze żwawiej. Kojoty zagrały mecz podstawową szóstką, bez rezerwowych. Ultrasi, którzy potracili zawodników kontuzjowanych w KALPN, skorzystali z regulaminowych przywilejów i sprowadzili posiłki. Mocne posiłki.

Mecz od pierwszej minuty toczony był w bardzo szybkim, by nie powiedzieć wręcz, zawrotnym tempie, zawodnicy dużo biegali i oddali sporą ilość naprawdę groźnych strzałów ( w takich warunkach pogodowych był to prawidłowy kierunek!), jednak bramki w początkowym fragmencie spotkania zdobywali wyłącznie ultrasi. Pierwszą, gdzieś w okolicy 8 minuty, zaliczył Przemek Krzywdziak, drugą Grzegorz Kuder, a trzecią jeden z pozyskanych „stranieri”, Adrian Ostrowski (były zawodnik Podbeskidzia w Młodej Ekstraklasie popisał się kapitalnym, mocnym uderzeniem z dystansu). Na nasze (widzów) szczęście sytuacja ta nie podłamała stada i jeszcze do przerwy udało się kojotom siąść na plecach rywali (pierwsza bramka: Kuba Gaweł, druga..napisałem wyżej, ze Ostrowski kapitalnie i mocno uderzył?… hmm.. Daniel Ferreri na 20 metrze najpierw poczarował rywal serią omamiających przeskoków nad piłką, a potem uderzył w samo okienko bramki kęczan – tak jak Ostrowski, a może nawet lepiej).

3:2 był wynikiem otwartym, stąd w drugiej połowie obie ekipy, bez najmniejszego kunktatorstwa ( co szczególnie w przypadku sześciu, „samotnych” kojotów było godne podziwu), dalej grały ofensywny futbol stwarzając sobie mnóstwo znakomitych sytuacji bramkowych (piłka tylko furkotała w okolicach słupków i poprzeczek, a jak już trafiała w światło bramki to padała łupem bardzo dobrze spisujących się w tych trudnych warunkach golkiperów: Mateusza Majdy i Kamila Pietrasa). W końcu jednak gol padł, a jego szczęśliwym strzelcem był Przemek Krzywdziak (i chyba tylko to uratowało go przed „słusznym gniewem” kolegów z drużyny, gdy w chwilę później, po zespołowej kontrze, zmarnował sytuację, taką z rzędu 300-procentowych). Stado próbowało walczyć na pełnych obrotach do końcowego gwizdka, ale widać było, że włożone w kilkadziesiąt minut „targania” waleczne serducho coraz bardziej słabnie.. Ostateczny cios zadał w 47 minucie Adam Hawro – strzelił kojotom piątą bramkę i ustalił wynik meczu na 5:2 dla kęckiego walca (dla niewtajemniczonych: symboliczne nawiązanie nie dotyczy salonowego tańca, a maszyny miażdżącej wszystko co na asfaltowej drodze jej stanie).

Wspomniałem coś wcześniej o mocnych posiłkach ultrasów? Ostrowski strzelił fantastyczną bramkę i był widoczny na szpicy, zaś Zając (ex: Beskid Andrychów, Widzew Łódź oraz Okocimski Brzesko) kapitalnie dyrygował tyłami i był zaporą prawie nie do sforsowania (swoją drogą co tacy zawodnicy jak on, czy jeszcze kilkunastu innych, młodych grajków, robią w ALF? Oczywiście jako organizator cieszę się, że swoim udziałem windują poziom Ligi w górę, ale też – nie ukrywajmy, taka prawda! – oni „haratać w gałę” powinni nie na Orliku w Nowej Wsi, ale na pełnowymiarowych boiskach PZPN-owskich lig.

Drink Team – Chłopaki z Ośki 7:5

Przed tym pojedynkiem oba zespoły dzieliła punktowa przepaść, ale boisko to boisko i o tym co się na nim może zdarzyć na całe szczęście nie decyduje teoria czy papier, a konkretna postawa i dyspozycja meczowa (o czym tego roku boleśnie przekonało się kilka słynnych europejskich klubów z lig ciut..ciut.. ale tylko ciut.. lepszych od ALF).

Zawodnicy Drink Team stanęli przed nie lada wyzwaniem, bo nie dość, że rywal mocny i głodny zwycięstwa (po ostatniej, wysokiej porażce z Ultras Kęty), to jeszcze musieli zagrać w szóstkę, bez rezerwowych. Zaczęli odważnie i za tą odwagę już w 3 minucie spotkała ich nagroda. Wojtek Zacny, na raty, bo na raty, ale trafił do bramki rywali. Riposta Ośki była co prawda natychmiastowa – Jakub Januszyk, w swoim stylu, zabrał się z własnej połowy z piłką w iście sprinterskim tempie i oddawszy piekielnie mocny strzał doprowadził do wyrównania – ale potem rządził już tylko Drink Team. Dwie bramki Jakuba Makowskiego i jedna, tego który zaczął czyli kapitana Zacnego wyprowadziły drinkersów na wysokie i bardzo..bardzo już sensacyjne prowadzenie 4:1. Nowowiejskiej drużynie nie udało się dowieźć tego rezultatu do przerwy. W końcówce pierwszej odsłony, kiedy grali w osłabieniu (za żółtą kartkę), z rzutu wolnego bramkarza Kamila Leśniaka pokonał Radosław Oczko i to trafienie dało Ośce mocny impuls do rozpoczęcia pogoni za „uciekającym wynikiem”.

Druga odsłona zaczęła się od ich szybkiego ataku i kontaktowego gola, którego zdobył ….. (przepraszam strzelca najmocniej.. deszcz kompletnie rozmył mi nazwisko w zapiskach). 4:3.. i ponad dwadzieścia minut gry. W takiej sytuacji było więcej niż pewne, że chłopaki nie odpuszczą i będą starały się dojść rywala – ich pierwszy szturm nie powiódł się, drinkersom nie tylko udało się go odeprzeć, ale też groźnie skontrować (najpierw po górnej, prostopadłej wrzutce z głębi Patryk Korczyk w ekwilibrystycznej pozycji posłał z woleja posłał piłkę w słupek, w chwilę później słupek już nie miał nic do gadania – Dawid Wąsik z kontry pewnie trafił do siatki). Kęczanie przypuścili kolejny, jeszcze mocniejszy szturm i ten powinien zakończyć się powodzeniem, bo mocy i determinacji było w nim co niemiara – co z tego, skoro cały czas mieli problem z fatalnie nastawionymi celownikami i z bramkarzem Leśniakiem, dokonującym tego wieczoru (w sytuacjach niemal beznadziejnych) rzeczy niebywałych. Jakby tego było mało, Drink Team, odkrytego w tyłach rywala, mógł dalej „kąsać”. I „ukąsił”. Dwoma bramkami Makowskiego (smakoszom technicznych fajerwerków do gustu przypadła szczególnie ta pierwsza, kiedy to w sytuacji „sam na sam”, serią kapitalnych zwodów ciałem, położył golkipera Ośki na murawie i spokojnie wpakował piłkę do siatki).

7:3 to był już wynik, który niemal w 100 procentach dawał wygraną ekipie z Nowej Wsi. Ale Ośka to Ośka, zawsze gra do końca. Zespół Przemka Śleziaka przypuścił szturm nr 3 ( czyżby do trzech razy sztuka?) i wreszcie coś drgnęło, a to za sprawą Artka Urbańskiego,któremu udało się odczarować bramkę Leśniaka i zdobyć dwie bramki. Na dogonienie rywala zabrakło już czasu.

16.05.2014

Niezniszczalni – Bianconerri 8:0 (vo)

Na pierwszym mecze było piętnaście zebr. W poprzedniej kolejce pięć. Dziś dwie.. Hmm.. za tydzień będzie stan minusowy? Tymczasem niezniszczalni – nieważne w jaki sposób – ciułają punkciki i pną się w górę tabeli…:- )

KCP Team – Włatcy Stadionuf 7:6

Pierwsze dziesięć minut wstrząsnęło władcami stadionuf, a Kamil Kozłowski, który w dwuminutowych odstępach czterokrotnie (!) wbijał im piłkę do bramki, na długo zapewne pozostanie ich koszmarem (w całym meczu zaaplikował im zresztą bramek sześć). Po takim nokaucie ekipie Legienia trudno było się pozbierać („zamroczone” kotły grały niemrawo, bez konceptu, na dodatek ich najlepszy snajper, Mateusz Gębołyś, traktowany przez swoich niedawnych partnerów wyjątkowo ostro, stracił wyraźnie ochotę do gry). Delikatne podniesienie z kolan nastąpiło po pierwszym kwadransie – wtedy to Gębołyś odzyskał wigor i „pokazał się”, najpierw posyłając piłkę z dwóch metrów, wysoko „we świat”, a w chwilę później, po rzucie wolnym, już precyzyjnie do siatki ex-kolegów. W 25 minucie pokazał się też napastnik KCP Team, Tomek Bies, który zakręcił obrońcami na lewej stronie i płaskim strzałem po długim słupku podwyższył rezultat na 5:1.

Druga połowa zaczęła się od błyskawicznej akcji kotłów i bramki Marcina „Gumisia” Gumulaka, na co odpowiedział niezawodny Kozłowski swoim piątym, a szóstym dla KCP Team, trafieniem. Tą wymianę ciosów mogli podtrzymać – kolejno – aktywny Wacek Faron (jego „główkę” , efektowną robinsonadą, wybronił Wojtek Wiktor) oraz muzyk Mateusz Piskorek (w sytuacji „sam na sam” trafił w bramkarza). W 37 minucie Kamil Gibas, w swoim stylu czyli: z pierwszej piłki, mocno i pod poprzeczkę zdobył trzecia bramkę dla kotłów, ale Kozłowski, „trzymając rękę na pulsie” od razu skontrował i muzycy ponownie odskoczyli na bezpieczną odległość.

Końcówka meczu to niesamowity zryw Włatcuf Stadionuf. Z rzutu wolnego na 7:4 bramkę strzelił Kamil Kasperczyk (uderzona prosto, bez żadnej rotacji, piłka, przeszła przez mur jak przez sitko!). W chwilę później padł kolejny, kuriozalny gol – kapitan muzyków, Mateusz Błasiak chciał z dalszej odległości zagrać piłkę głową piłkę do swojego bramkarza, ale ta zamiast wpaść w ręce Wiktora, idealnym lobem, przeleciała nad jego głową i – mimo rozpaczliwej interwencji golkipera muzyków – wpadła mu „za kołnierz”. 7:5..emocje rosna. W podbramkowej kotłowaninie na murawę padł Gumulak i raczej padł niż został sfaulowany ( rezerwowi włatcuf mieli w tej kwestii odmienne zdanie i niewskazanie przez arbitra „wapna” przyjęli bardzo nerwowo, wznosząc pod jego adresem mało parlamentarne okrzyki, a kapitan Legień, rozdrażniony do granic, zaczął ciskać plastykową butelką po mineralnej w płot i murawę, ale on w stanach dużego rozdrażnienia zawsze tak butelkami ciska). W przedostatniej minucie spotkania Gębołyś, nie czekając, aż rywal ustawi szyk obronny czy inny mur, sprytnie wyegzekwował rzut wolny i zdobył gola kontaktowego.

Na wyrównanie włatcom nie starczyło czasu, ale gdyby tak znalazło się jakieś pięć dodatkowych minut to kto wie?…

 

Oldboys Beskid Andrychów – K3 3:2

Oba zespoły przystąpi łydo gry swoich rozgrywających ( Beskid bez Zygmunta Mizery, K3 bez Damiana Fliska), za to ze sporą ochotą do gry i zgarnięcia trzech punktów. Pierwszy gol (ładny, techniczny lob nad bramkarzem) padł już w 2 minucie, a jego autorem był Mateusz Pawiński. Andrychowianie nie pozostali dłużni i bardzo szybko doprowadzili do remisu (z rzutu wolnego technicznym uderzeniem po długim słupku popisał się Sebastian „Seba” Pilarski). Z kolejnego wolnego „urodziła” się druga bramka dla oldbojów. Leszek Książek uderzył zza „szesnastki”, jak zwykle mocno i niebezpiecznie, ale piłka trafiła w któregoś z księgarzy, odbiła się i wpadła wprost na nogę Janusza Cholewy. Napastnik Beskidu, mając na karku jednego z obrońców nie zdecydował się na strzał, zwodem „na Cruyffa” uwolnił się od opiekuna i wtedy dopiero na spokojnie posłał piłkę (od „wewnętrznego słupka”) do siatki. Zmienić niekorzystny wynik próbował Łukasz Kruk i to – w myśl zasady: „cel uświeca środki” – na każdy, możliwy sposób (chcąc wymusić na arbitrze jakiegoś wolnego czy nawet karnego, w bezpośrednim starciu z rywalami wydawał z siebie często dramatyczne: „ałłła!!!”, na co nikt, znający twardy charakter Łukasza, nie dawał się nabrać). Krukowi nie udało się, ale za to udało się „wyspiarzowi” Tomkowi Kuderowi (Kudrowi?). Filigranowy napastnik czarnych koszul w 15 minucie meczu popisał się znakomitym, półgórnym strzałem z dystansu, w sam róg bramki strzeżonej przez Grześka Żydka. Piękny gol!

W drugiej połowie bramek było już jak na lekarstwo. To znaczy prawie w ogóle ich nie było! Cholewa z Beskidu przekombinował i w 100-procentowej sytuacji trafił w obrońcę, Kruk w podobnej, oddał strzał, ale ten znakomicie sparował go Żydek. Trzeba powiedzieć, że mecz – od początku do końca – był wyrównany i zacięty (obie ekipy reprezentowały w nim zbliżony poziom i potencjał), stąd w pewnym momencie stało się jasne, że o ostatecznym rezultacie może zadecydować jedna, jedyna akcja którejś z drużyn. Przewidywania sprawdziły się. Indywidualny wypad Zbyszka Polaka, zakończony celnym trafieniem zapewnił starszym panom spod Pańskiej Góry, cenne trzy punkty, choć po tym golu zaistniały jeszcze dwa epizody, które mogły zmienić ostateczny rezultat. W pierwszym bohaterem był Michał Wysogląd (wybronił potężną „bombę” Sebastiana Pilarskiego z dystansu), w drugim – i to był prawdziwy horror! – strzelec decydującej bramki omal nie sprezentował rywalom bramki; w totalnym zamieszaniu, Zbyszek Polak zamiast wywalać piłkę gdziekolwiek (na „róg”, na aut, w „hektary”!), zaczął wyczyniać z nią na linii bramkowej jakieś czary-mary.. na szczęście dla andrychowian bez konsekwencji.

PS tak na marginesie – już poza boiskową impresją – panowie oldboje starsi.. z tego miejsca taka prośba moja mała..: -) wpisujcie do protokołów f a k t y c z n e personalia swojej ekipy, bo jak nie będziecie wpisywać, to w relacjach pojawią się różne takie tam.. Łukasze Fadromki i Janusze Balony.. ale to tak tylko na marginesie…; -)

 

Szczegółowe tabele, wyniki i strzelcy bramek znajdują się na www.alfnw.futbolowo.pl

Ten wpis został opublikowany w kategorii Aktualności, Ciekawostki, Inne, Społeczne, Sportowe i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Czas na wpisanie wyniku operacji minął. Proszę przeładować CAPTCHA za pomocą ikonki (strzałki).

*