Relacja z ósmej kolejki ALF w Nowej Wsi

Liga piłkarska - podsumowaniePrzedstawiamy relację z ósmej kolejki ALF w Nowej Wsi. Autorem tekstu jest oczywiście Paweł Kłaput. Zapraszamy do lektury!

 

Orlik Nowa Wieś, New Village Stadium

22.05.

Orzeł – Oldboys Beskid Andrychów 2:3

Pierwsi zaatakowali andrychowianie, ale bramki nie zdobyli, bo w trzech groźnych sytuacjach dobrze zachował się bramkarz walczaków, Sylwek „Dziadek” Bączek. Za to w 7 minucie było już 1:0 dla Orła (z dystansu siarczyście przyłożył Przemek Płonka). Później – co trzeba podkreślić, w palącym słońcu! – trwała nieustannie zacięta, męska, walka na dużych „obrotach” w której to walce oba stworzyły sobie kilkanaście sytuacji do strzelenia goli, ale ponieważ skuteczność była akurat odwrotnie proporcjonalna do zaangażowania, więc „angielski” wynik do przerwy nie uległ zmianie.

W 32 minucie Beskid wyrównał. Defensor oldbojów, Józef Ryłko, z niemal z połowy boiska (ale od lewej strony) potężnie uderzył z „pierwszej piłki”. Futbolówka z zewnętrzną rotacją (kiedyś nazywano to „z czeskiego”) wylądowała idealnie w samym rogu bramki walczaków. Kapitalny gol! Kapitalny. Riposta walczaków była natychmiastowa – bramkę dla nich, płaskim, dolnym strzałem ze zdecydowanie bliższej odległości, zdobył Tomek Kwaśniak. Andrychowianie jeszcze mocniej zaatakowali; niestety, nie miał dobrego dnia napastnik Michał Kubacka, który w kilku idealnych sytuacjach fatalnie spudłował, podnosząc adrenalinę kolegom do maksymalnego pułapu. Kubacki pudłował, nie zawodził za to duet Pilarski-Zygmunt Mizera; w akcji z 3 minuty, ten pierwszy zagrał świetną, prostopadłą piłkę, a ten drugi ją przejął i wpakował do siatki). I nie było to ostatnie słowo starszych panów. Na osiem minut przed końcowym gwizdkiem Sebastian Pilarski wyprowadził z własnego przedpola (lewym skrzydłem) szybką kontrę i niemal z tego samego punktu, z którego Ryłko zdobył pierwszego gola, niesamowitym, technicznym rogalem pokonał Bączka. Naprawdę to chyba było magiczne miejsce!

W szeregach walczaków tym razem zupełnie niewidoczny był ich najlepszy strzelec, Kuba Migdałek, a drugie „żądło”, Marcin Nowak, też nie może zaliczyć tego spotkania do udanych.

PS Mecz jak już wyżej wspomniałem, zacięty i twardy, ale bez iskrzenia – więcej nawet z elementami kurtuazji.., taki Józek Ryłko na przykład, wojownik raczej impulsywny, po jednym z faulów, rywala przeprosił, podał rękę, a nawet pomógł mu się podnieść z murawy!

Bajer – Kojoty 8:9

Reaktywowany Bajer z nowym twarzami, Jackiem Tomalą i Mariuszem Żurkiem oraz z zerowym kontem punktowym zaczął kiepsko..czyli normalnie. Nie minęło pięć minut, a już po dwóch kontrach Kuby Gawła i Daniela Ferreriego stado prowadziło 2:0 (mogła być „trójka”, ale Gaweł w sytuacji sam na sam z bramkarzem posłał piłkę paskudnie w „hektary”). Późnie nastąpiła dłuższa wymiana „bramkowych ciosów” (fantastyczny gol, znów z tego magicznego miejsca andrychowskich oldbojów, Ferreriego) i do przerwy na tablicy mieliśmy solidne 6:2 dla kojotów.

W drugiej połowie początkowo wszystko pozostawało nadal pod kontrolą stada, ale w okolicach 38 minuty, przy stanie 9:4 coś się zaczęło psuć i powrócił zapomniany koszmar ubiegłego sezonu! (już wcześniej kibice zwrócili uwagę na niezdrowy symptom; otóż po stracie bodaj czwartej bramki, tej na 8:4, kojoty jakoś bez najmniejszego entuzjazmu, z opuszczonymi głowami wracały do gry). A tymczasem Bajer poszedł do przodu, Bajer zaczął szukać swojej szansy i – niewiarygodne – znalazłszy ją omal jej w pełni nie wykorzystał. Szarpał Mateusz Gąsiorek, Arek Brońka (4 bramki), Tomala i Żurek. Pozostali też nie byli gorsi. Ale ta imponująca pogoń skończyła się t y l k o na ósmym golu co oznaczało, że na koncie Bajeru, oprócz satysfakcji z niezłych fragmentów gry i bramek, punktów dalej nie będzie.

Po spotkaniu, Kuba Gaweł, na Bogu ducha winnym kibicu, demonstrował mi sugestywnie jak to był maltretowany na meczu przez rywali, a piłkarska Temida puszczała to płazem. Ja, cierpliwie to obejrzałem, ale koledzy ze stada nie. Rezygnując z puenty, przenieśli się do bramki wejściowej orlika i tam debatowali o zawodach. Długo debatowali..

KCP Team – Chłopaki z Ośki 4:1

Ośka przed tym meczem była w piłkarskim dołku. Od razu zdradzę: po tym meczu w dołku dalej została. Ale trzeba powiedzieć, że już przed pierwszym gwizdkiem była w fatalnej sytuacji (na mecz stawiło się zaledwie sześciu chłopaków, ich rywal zgromadził pełną kadrę). Mimo tego ekipa z Kęt nie pękła i drogo sprzedała „skórę”. Zaczęło się po myśli muzyków – Kamil Kozłowski w zamieszaniu podbramkowym popisał się swoim snajperskim nosem i sprytnie „dziubnął” piłkę do siatki. Później dla KCP Team zaczął się nieciekawy okres (muzycy grali zbyt egoistycznie i indywidualnie, bez jakiejś klarownej „myśli przewodniej”, stąd bramek nie strzelali , a rywal toczył cały czas wyrównany bój (żeby zachować siły mądrze „grał piłką”, mniej biegał i co kilka minut zmieniał się w bramce). W ostatniej minucie pierwszej odsłony z m a g i c z n e g o miejsca ( tego od Ryłki, Pilarskiego i Ferreriego), z rzutu wolnego „kropnął” Jakub Januszyk (mocno uderzona piłka odbiła się od słupka i ugrzęzła w siatce).

W drugiej połowie wynik remisowy utrzymywał się do 34 minuty czyli do momentu w którym niezawodny Kozłowski wziął sprawy w swoje nogi i strzelił dla KCP Team drugiego gola. Co prawda, zaraz po jego akcji, mógł być kolejny remis (piękny strzał Gałuszki obronił Wojtek Wiktor), ale „siła złego na jednego”, mimo ambitnej postawy i momentów strzeleckiej przewagi (golkiper muzyków kilkukrotnie uratował swój zespół przed utratą bramki bardzo dobrymi i czasami niekonwencjonalnymi – nożnymi!- interwencjami), chłopaki z Ośki coraz wyraźniej traciły siły, a po bramkach Jeremiasza Pieszki i Kozłowskiego, także i zapał do gry.

W Ośce wyróżnił się Marcin Korczyk. W KCP Team wart odnotowania jest natomiast powrót na murawę po urazie kolana, Michała Pietrzykowskiego.

23.0.23014

Drink Team – K3 2:4

Na mecz, z przyczyn obiektywnych, spóźniłem się. Stąd pierwszej bramki Piotrka Mąsiora (z rzutu wolnego) nie zobaczyłem. Drugą, autorstwa Tomka Kojdra, już tak. Co jeszcze można o tej połowie powiedzieć? Szalu nie było, ale biegać, biegano..walczyć, walczono.. a toczyło się to wszystko przy nieznacznej – ale jednak – przewadze czarnych koszul.

odsłona zaczęła się od ostrego strzału Mateusza „Majkiego” Pawińskiego, obronionego przez Kamila Leśniaka i zaskakującego uderzenia Patryka Korczyka niemal z połowy boiska ( musiało być zaskakujące, bo Michała Wysogląda trudno z takiej odległości pokonać), po którym drinkersi złapali bramkowy kontakt. Rozochocony Korczyk minutę później próbował powtórzyć swój wyczyn, ale tym razem bramkarz księgarzy był czujny i piłkę wyłapał. I w ogóle to był lepszy fragment w wykonaniu Drink Team (Wojtek Zacny doprowadził do remisu 2:2), a mógł być jeszcze lepszy, gdyby, po strzale Sebastiana Mysłajka, zmierzającą w światło bramki piłkę, nie „wybił” przypadkowo i nieszczęśliwie Maciek Chwierut. Życie, a futbolowe szczególnie, nie daruje takich wpadek. W tym meczu też nie podarowało – trafienia Tomasza Kojdra i Macieja „Kudłatego” Szczepańczyka pozwoliły uciec czarnym koszulom na bezpieczny dystans i zgarnąć pełną pulę punktową.

Ultras Kęty – Bianconerri 0:8 (vo)

Kolejny walkower. Zebry jednym kopytem już poza Alf-em…

Niezniszczalni – Włatcy Stadionuf 2:4

W 17 sekundzie meczu kapitan włatcuf Artur Legień wpakował piłkę do bramki rywali (była to najszybciej zdobyta bramka w tej edycji ALF) i czy można wymarzyć sobie lepszy początek? Później już nie było tak różowo, choć sytuację do zmiany rezultatu, po obu stronach, było bez liku: Legienia, po uderzeniu z metra nad siatkę „sięgającą niebu” (kto wie?.. to może też jakiś kolejny rekord). Ramendy w słupek, Gibasa w bramkarza no i najlepsza, najbardziej też chyba kontrowersyjna, kiedy to piłka po strzale z dystansu Błażeja Merty, uderzyła w wewnętrzną część słupka, przeleciała górą w „widełki” po przeciwnej stronie w p a d ł a do bramki (tam miała nawet kontakt z siatką więc.. musiała wpaść) i jakimś cudem z niej wypadła. Na nieszczęście ekipy Krzysztofa Szumowskiego ta specyficzna, trudna do wychwycenia sytuacja, umknęła arbitrowi i do przerwy na tablicy nic nie drgnęło czyli pozostało skromne 1:0 dla Włatcuf Stadionuf.

Drugie dwadzieścia pięć minut stało na zdecydowanie wyższym poziomie niż pierwsze, stąd piłka częściej lądowała na dachach przyorlikowych budynków, niż w bramce. A te zaczęły padać dopiero w końcówce meczu. W 38 minucie z kontry gola strzelił Rafał Makowski, następnie po dwójkowym „rozklepaniu” z tymże samym Makowskim, Kamil Gibas, ostatnie trafienie dla włatcuf, z rzutu wolnego, zaliczył Rafał Ramenda. Niezniszczalnym bramkarza Gawędę się pokonać dwa razy dwa razy – najpierw uczynił to kapitan Szumowski po sprytnym rozegraniu rzutu wolnego, a potem mieliśmy do czynienia z jedną z najpiękniejszych bramek w ALF-owej historii; po wyjściu z błyskawiczną kontrą, Błażej Merta zagrał piłkę „piętką” do Łukasza Bułasia, a ten – również „piętką” – umieścił piłkę w siatce. Piękna akcja! Piękny gol! Tak na osłodę..

Paweł Kłaput

Szczegółowe tabele, i strzelcy bramek znajdują się na www.alfnw.futbolowo.pl

Ten wpis został opublikowany w kategorii Aktualności, Inne, Społeczne, Sportowe i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Czas na wpisanie wyniku operacji minął. Proszę przeładować CAPTCHA za pomocą ikonki (strzałki).

*