Relacja z 8. kolejki ALF w Nowej Wsi

DSC_5270-013Zapraszamy do lektury relacji autorstwa Pawła Kłaputa z 8. kolejki ALF w Nowej Wsi. Zdjęcia wykonał Adrian Szymalski.

Orlik Nowa Wieś, New Village Stadium

14.05.2015

K3 – Desperado Team 2:2

Niezrażony ubiegłotygodniowym niepowodzeniem ponownie złożyłem zawodnikom Desperado Team propozycję. Urwą  księgarzom punkty, urwą choćby punkt.. to napiszę  o nich jak nigdy! Specjalnego entuzjazmu  nie zauważyłem, ale w kilku źrenicach błysk był…

Czarne koszule przystąpiły do meczu „gołą” szóstką. Niebiescy, tradycyjnie, kilku zmiennikami. Mecz – już przed meczem – zaczął się   dla ekipy Tomka Harężlaka pomyślnie. Wygrali losowanie i mogli sobie wybrać tą połowę na której słoneczko nie świeci bramkarzowi w oczy.

Początek pojedynku spokojny, zapewne dlatego, że żadna ze stron nie chciała stracić pierwsza bramki. W 5 minucie defensor K3, Przemek Gałuszka,  popełnił jednak prosty błąd, piłkę przechwycił  Piotrek Adamus, huknął potężnie i czas spokoju się skończył. Odpowiedź księgarzy  przyszła natychmiast. Po rzucie wolnym golkiper Desperados Team, Szymon Makowski, nie zdołał utrzymać piłki w rękach. Do „wyplutej” futbolówce najszybciej doskoczył Przemek Łata i „dobitką” doprowadziła do wyrównania.

Od tego momentu mecz toczył się głównie w środkowym rejonie boiska, tylko ruchliwy Adamus, od czasu do czasu, próbował złamać ten schemat i niepokoił Michała Wysogląda  groźny strzał w 8 minucie poszybował tuż nad poprzeczką).

W 9 minucie  Przemek Łata udowodnił, że to jego dzień. Strzelecki dzień.  Po płaskim, dolnym  zagraniu z rzutu rożnego od Mateusza „Majkiego” Pawińskiego, obrońca czarnych koszul  uderzeniem z „pierwszej piłki”, po raz drugi ponownie pokonał Makowskiego.

Druga połowa dla Desperado Team nie zaczęła się dobrze. Ostro harujący Kamil Foryś, zagrał piłkę ręką, za co arbiter odesłał go za linę boczną na d wie, karne minuty. Niebiescy grę w osłabieniu szczęśliwie przetrwali. Sporo szczęścia mieli też w 32 minucie, kiedy to Przemek Łata stanął przed szansą zaliczenia hat tricka, jednak w sytuacji „sam na sam” z bramkarzem posłał piłkę obok słupka. Z kolei w 39 minucie mógł wyrównać kapitan niebieskich, Tomek Harężlak – po ładnej, zespołowej akcji na cztery „klepki”, jego uderzenie w ostatniej chwili zablokował jeden z obrońców K3.W chwilę później ten sam zawodnik niebezpiecznie uderzył na bramkę Wysogląda, ale i tym razem bez wymiernego rezultatu.

Do trzech razy sztuka – na 3 minuty przed końcem spotkania, w zamieszaniu podbramkowym, udało mu się w  końcu wepchnąć piłkę do bramki i doprowadzić do remisu 2:2.

Tym samym pierwszy, historyczny punkt dla Desperado Team stał się faktem.

Gratulacje Panowie! Za ten punkt i za walkę w całym pojedynku!

PS Kapitan K3, Michał Wysogląd, po meczu na rozczarowanego nie wyglądał. „Przy takich ubytkach kadrowych ten jeden punkt nie jest wcale taki zły..” – stwierdził.

Kojoty – Bajer 4:3

Zacząć trzeba od kadrowej metamorfozy Bajeru. Po ostatnich bolesnych porażkach ktoś wyciągnął wnioski, zmobilizował ludzi i wreszcie wszystko zaczęło wyglądać tak jak „ustawa przewiduje”. Stado do gry przystąpiło w stabilnym składzie (bez Ferreriego i Ryłki, ale za to z Krukiem).

Mecz zaczął się bardzo nieciekawie dla bajerantów. W 2 minucie strzał zza „szesnastki” Mateusza Kurca przepuściła pod brzuchem, powracająca po długim okresie hibernacji legenda boisk orlikowych i nie tylko, Sylwester „Dziadek” Bączek. W chwilę później  po „rogu” Paweł Puchała  trafił „główką”  w poprzeczkę (rywale nie pozostali dłużni – atomowy strzał Mariusza Żurka obronił Maciek Krzemień, a w stuprocentowej sytuacji Rafał Fabia przeniósł piłkę nad poprzeczką). W 7 minucie bajeranci otrzymali drugi cios. Sylwek Bączek (nie będzie dobrze wspominał tego „debiutu”..oj nie będzie) wdał się w zupełnie niepotrzebną zabawę przy linii autowej, w efekcie piłkę stracił na rzecz Arka Orlickiego, a rozgrywający kojotów nie zwykł marnować takich prezentów – z dalszej odległości posłał futbolówkę do „pustej” bramki. Zrezygnowany Bączek oddal rękawice Andrzejowi Sadlikowi i opuścił boisko.

W 8 minucie doszło do groźnie wyglądającego zderzenia Kamila Masa z bramkarzem Krzemieniem, napastnik Bajeru długo nie podnosił się z murawy, na szczęście skończyło się tylko na bolesnym obdarciu skóry pleców.

Pod koniec pierwszego kwadransa stadu udało sie uciec na, wydawało by się, bezpieczną odległość – Jan Królicki w zmieszaniu podbramkowym wbił piłkę do siatki przeciwników po raz trzeci). I od tego momenty stare demony powróciły.. „Klepana” akcja Bajeru, przeprowadzona przez trzech ex-solarzy (Fabia- Brońka-Żurek) skończyła się jeszcze na bramkarzu, ale już następna, indywidualna (piękny „rogal” z dystansu Mariusza Żurka) dała pierwsze trafienie ekipie Masów. W 22 minucie było już tylko 3:2 dla stada – nowy nabytek Bajeru, Paweł Mroczek, wygrał biegowy pojedynek z goniącym go kojotem, ładnym zwodem minął golkipera Krzemienia i  trafił do bramki.

Druga połowa rozpoczęła się od akcji kojotów na kilka podań z „pierwszej piłki”, zakończonej uderzeniem w „krótki róg” Pawła Puchały (4:2). Rosły pomocnik stada mógł definitywnie pogrążyć rywali w 35 minucie, ale jego uderzenie z „piątki” powędrowało wysoko nad poprzeczkę .Bajer do końca gonił ambitnie wynik (na dwie minuty przed końcem spotkania, kolejna „klepkowa” akcja ex-solarzy zakończyła się celnym trafieniem Rafała Fabii na 4:3) , jednak na doprowadzenie do remisu zabrakło czasu.

Kojoty, po średnim meczu zgarnęły  trzy punkty i mocno usadowiły się za plecami AFC. Bajer? Przegrał, ale myślę, że odzyskał równowagę. Przynajmniej duchową.

Oldboys Beskid Andrychów – Mistrzowie Osiedla  1:0

Pierwsze andrychowskie derby w historii ALF.  W skromniutkich składach. Beskid w siódemkę, z powołanym w ostatniej chwili Andrzejem Góralem. Osiedlowcy ,w szóstkę.

Od początku dominował Beskid. To on wyprowadzał raz po raz groźne kontry, on ostrzeliwał regularnie bramkę bramkarza awaryjnego beniaminka (tak! tak! namnożyło się nam ostatnio tych bramkarzy awaryjnych) Mirosława Sołtysiaka.. co z tego, skoro: albo bramka osiedlowców była zaczarowana albo celowniki starszych panów były tego wieczoru wyjątkowo fatalnie nastawione. (żeby nie być gołosłownym: 5 minuta: Łukasz Smaza trafił z bliska w bramkarza, 6 minuta: muśnięcie piłki przez Sołtysiak po strzale Smazy „wyrzuciło ją” za bramkę na róg, 11 minuta: po sprinterskim rajdzie przez  c a ł e Smaza uderzył obok słupka,16 minuta: potężne uderzenie Sebastiana Pilarskiego w boczną siatkę). Mistrzowie Osiedla nie mieli tylu sytuacji co rywal, ale skoncentrowani na grze defensywnej, gdy tylko nadarzała się okazja, próbowali kontrować. Najlepszą sytuację miał Kamil Kiszczak, który minąwszy bramkarza trafił.. w słupek  (a propos: Kamil w tej połowie wsławił się jeszcze jednym – kto wie czy nie większym wyczynem! – w minucie 16 w ostrym starciu obalił na ziemię samego Krzysztofa Kokoszkę, a nie pamiętam by komukolwiek wcześniej i to znacznie mocniej zbudowanemu od osiedlowca, udała się ta sztuka).  W 23 minucie bramka Mistrzów Osiedla została odczarowana! Sebastian Pilarski z wysokości „szesnastki” zdecydował się na techniczne uderzenie po długim rogu i piłka wreszcie wpadła do siatki.

W drugą połowę lepiej wszedł beniaminek. Kiszczak nieprzyjemnie uderzył z dystansu, a Tomasz „Laska”  Lach, w środku boiska, efektownie, dwa razy pod rząd, zakręcił Łukaszem Smazą. W 35 minucie, nie mając już nic do stracenia, osiedlowcy zdecydowali się    na zmianę ustawienia (bramkę opuścił Mirosław Harężlak ), ale w obrazie gry niewiele się zmieniło. Oldboje dalej przeważali  i dalej razili nieskutecznością oraz.. brakiem fartu (piłka po strzałach Górala i Kokoszki uderzała w wewnętrzną część słupka i wychodziła w „pole”).

Im bliżej końca meczu tym bardziej na boisku robiło się nerwowo, bo swoje kolejne sytuacje marnował Łukasz „Smazik” Smaza ( grał dobrze, ale za nic nie mógł się w tym meczu wstrzelić!), marnował Andrzej Góral .. w poprzeczkę trafił Pilarski i skromne, jednobramkowe prowadzenie  cały czas „wisiało na włosku”. Na całe szczęście na wysokości zadania stanął kapitan prezesów, Grzegorz „Kucyk” Mizera, którynie dosć , ze fajnie grał to jeszcze umiejętnie tonował i studził  niezdrowe emocje w szeregach swego zespołu. Tak trzymać Grzesiu!

Ostatecznie oldboje „angielski wynik” dowieźli do końca, a Mistrzowie Osiedla, mimo porażki, mogli z podniesionym czołem opuszczać murawę New Village Stadium.

15.05.2015

KCP Team – Chłopaki z Ośki   2:6

Pojedynek dwóch zasłużonych firm. Dziś w pewnej zapaści, ale zawsze zdolnych do zrywów.

KCP Team zaczął mecz z pięciu rezerwowymi, co zapewne jest rekordem w dotychczasowej historii ich występów w ALF.  W pierwszej fazie optyczna, ale tylko optyczna przewaga była po stronie muzyków, bo klarowniejsze sytuacje do strzelenia bramki stwarzały sobie Chłopaki z Ośki (nie wiedzieć czemu, już  od dłuższego już czasu KCP Team zredukował swoje słynne granie na „szybką, klepaną” kontrę, na rzecz ataku pozycyjnego i jakoś mu z tym nie „do twarzy”). W 10 minucie Przemek Śleziak zaryzykował, uderzył z dystansu i – stało się! – zasłonięty golkiper KCP Team, Wojtek Wiktor, przepuścił piłkę między nogami. Oba zespoły do końca pierwszej połowy stworzyły sobie jeszcze  kilka dobrych sytuacji strzeleckich (w Ośce: Wrona, Śleziak, w KCP Team: Grządziel i Pietrzykowski), ale że ich nie wykorzystały, skromne, jednobramkowe prowadzenie kęczan utrzymało się do przerwy.

Na samym początku  drugiej odsłony, kapitalną sytuacje zmarnował ex-ośkowiec Jarosław Kuder (z metra uderzył piłkę głową obok słupka). Życie, a futbol szczególnie, nie znosi próżni, rywale swojej nie zmarnowali i owa próżnię wypełnili  treścią.. bramkową treścią – Szymon Gałuszka trafił z dystansu po uderzeniu z „pierwszej piłki”. W 31 minucie uderzenie Rafała Janosza kapitalnie obronił Patryk Sordyl. Nowy nabytek Ośki w chwilę później popisał się ponownie sporym refleksem, jednak przy dobitce „Janka” był bezradny. Kto  w tym momencie liczył na jakiś mocniejszy zryw mistrzów ALF rozczarował się.  Co prawda mieliśmy jeszcze ładną, indywidualną akcję Damiana Pałamarczuka zakończoną strzałem obok słupka, ale w dalszej części spotkania dominowali już ośkowcy.

W 36 minucie Konrad Wrona odważnie wyszedł z piłką z własnej połowy, na pełnej szybkości „obrócił” dwóch rywali i potężnym uderzeniem zza linii „szesnastki” nie dał szans Wiktorowi. 3:1. Jedna z nielicznych akcji „odwetowych” KCP Team, taka – wreszcie! –  w ich starym, zacnym stylu autorstwa Michała  Pietrzykowskiego zakończyła się  bramkarską paradą Sordyla i skuteczną dobitką (piętą!) Kudra.

W 39 minucie doszło do katastrofalnego nieporozumienia między Wiktorem, a Pietrzykowskim – do wrzuconej z lewego skrzydła piłki wystartowali obaj, Wojtek krzyknął: „moja!”, Michał nogę odstawił, a piłka bezpańsko poszybowała w kierunku bramki (próbował jeszcze interweniować Przemek Sroczyński, ale on też – chyba prawem serii – pogubił się i zamiast piłkę wybić, wpakował ją od słupka, do siatki).

W końcówce meczu strzałem z pierwszej piłki piątą bramkę dla swojego zespołu zdobył Przemek „Bako” Śleziak, a szóstą (samobójczą) zaliczył kapitan muzyków Mateusz Piskorek. Na wyrównanie niesławnego rekordu Mistrzów Osiedla (dzień wcześniej trzy „samo wtyki”) zabrakło czasu..

 

Ultras Kęty – Andrychów FC  3:4

Najmocniejsze spotkanie kolejki. Przynajmniej na papierze – ale czy było? Hmm.. trudno powiedzieć.

Jeszcze się mecz na dobre nie zaczął, a już było 1:0 dla kęckich ultrasów – w  2 minucie dynamicznie z lewej flanki, wdarł się w pole karne Dominik Nycz i płaskim strzałem pokonał awaryjnego bramkarza andrychowian, Witolda Młocka.

Miłe złego początki. W chwilę później, po katastrofalnym nieporozumieniu Mateusza Musiała z bramkarzem Markiem Miką, z darmowej okazji korzysta Krzysztof Wiktorczyk i jest 1:1.

W 6 minucie pokazuje się dawno niewidziany na naszym boisku Kamil Kozłowski (najlepszy snajper ubiegłego sezonu, wtedy jeszcze w barwach KCP Team) – wygrywa pojedynek biegowy, ale jego strzał został skutecznie zablokowany prze obrońców ultrasów (w następnej akcji „Koza” naderwał mięsień dwugłowy uda i zakończył swój występ).

W 15 minucie żółto-czerwoni stracili drugą bramkę. Drugą z rzędu tak zwanych „frajerskich”. Bramkarz Mika – świadomie lub nie  – chcąc przerwać akcję AFC , wystartował do piłki i ręką, „delikatnie” trącił  ją już poza polem karnym. Sędzia podyktował rzut wolny, ultrasi ustawili wątlutki, dwuosobowy mur, który jeszcze przed kopnięciem piłki przez rywala, nie wiedzieć czemu rozpadł się i Kamil Gondko (egzekutor) nie miał najmniejszego problemu z umieszczeniem piłki w siatce.  W 31 minucie klasyczną, szybką kontrę z własnej połowy, zakończoną golem, wyprowadzili Gondko i Michał Kubacka (bramka: Kubacka). Podobną akcję, ale w innym układzie personalnym (tym razem: Wiktorczyk-Gondko), AFC wyprowadziło w 20 minucie i po czwartym golu zapachniało nokautem..

W 22 minucie szeregi andrychowian ponownie stopniały. W pechowym upadku „Gandi” Gondko skręcił staw kolanowy (miejmy nadzieje, że skończyło się tylko na naciągnięciu więzadeł) i zajął miejsce na „ławeczce kontuzjowanych”, tuż obok Kozłowskiego. Z musu, nieprzebrany dotąd, bo też kontuzjowany (ale chyba bardziej „agrafkowo”), kapitan Grzegorz „Nalef” Cholewka błyskawicznie wyskoczył  z cywilnych ciuszków i zameldował się na murawie, by uzupełnić podstawowy skład.

Druga połowa zaczęła się od iście monty pythonowskiego epizodu, który zapewne przejdzie do klasyki ALFowych anegdot, a nawet  ma szanse uplasować się w jej ścisłej czołówce. Otóż wszystko zaczęło się od Młocka. Witolda Młocka, który tego wieczoru upodobał sobie posyłanie piłki w trudnych sytuacjach, hen, gdzieś daleko w hektary. Po wznowieniu gry przez sędziego, awaryjny golkiper AFC posłał ją po raz kolejny (zresztą w średnio-trudnej sytuacji) ponad kominy i lśniące dachy okolicznych chałup, co spotkało się z natychmiastową reakcją Michała Kubacki (zapewne odpowiedzialnego za wypożyczoną futbolówkę). Napastnik AFC zerknąwszy  na „ławkę kontuzjowanych”, na której – przypominam:  zwijał się z bólu „Gandi”, a w milczeniu swój uraz przeżywał „Koza”  – krzyknął dziarsko do nich: ”lećcie po tą piłkę!”. Nie wiedzieć czemu, ani jeden, ani drugi nie polecieli..

W 32 minucie meczu  ultrasi: Dominik Nycz i Wojtek Jura przeprowadzili wreszcie akcję „na miarę ultrasów”  i po ładnym rozklepaniu defensywy  rywali zdobyli bramkę na 4:2. Andrychowianie chcieli od razu skontrować –  z piłką urwał się Kubacka, a ponieważ goniący go Musiał niespodziewanie potknął się i „wywinął orła”, sytuacja stała się dla kęczan wręcz dramatyczna (AFC miało teraz sytuację 2:1 z bramkarzem). Na szczęście dla ultrasów Michał , źle zgrał piłkę „Nalefowi” i skończyło się tylko na dużym strachu. Na siedem minut przed końcem spotkania znakomitego crosa (po „ziemi”) popełnił Adam Hawro, piłkę przejął Bartek Bujarek i spokojnie wpakował ją do bramki rywali. Kontaktowy gol sprawił, że mecz ożywił się, ale poziomu nie podniósł – dalej było zbyt w niej sporo chaosu, niecelnych podań, nerwowości i tylko Witold Młocek, mimo trudnych momentów, przestał wybijać piłkę w hektary.

Andrychowianie kontynuują zwycięską serię  i powolutku, acz systematycznie,  zaczynają uciekać konkurencji..

Włatcy Stadionuf – Niezniszczalni  1:2

Faworyt był jeden, ale od pierwszej minuty meczu  widać było, że faworytowi nie będzie łatwo, bo ekipa Krzysztofa Szumowskiego mocnego przeciwnika się nie ulękła i punktów „lekką nóżką” oddawać nie zamierzała.

W pierwszej połowie niewiele się działo. Włatca  Artur Legień zmarnował jedną  „setkę”, podobnie jak niezniszczalny  Artur Gasidło. Było dużo biegania, jeszcze więcej upadków, nikt nie odstawia nogi,  ale  taktyki czy zespołowego kombinowania mieliśmy jak na lekarstwo (kto dorwał piłkę, próbował szczęścia, tak na zasadzie dziecięcej zabawy w:  „królu..królu..daj wojaka”  i parł z nią do przodu, w nadziei, że uda mu się przebić mur i kopnąć skutecznie na bramkę). I o ile niezniszczalnym trudno się dziwić, (oni wszelkimi środkami chcieli osiągnąć sukces), o tyle takie w granie w wykonaniu włatcuf, jakby nie było drużyny z czołówki tabeli, mogło  już trochę dziwić.

Pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem.

W drugiej odsłonie chaosu „był nadal ci dostatek”, ale gra stała się ciekawsza i bardziej przemyślna, bo niezniszczalni zwietrzyli realna szansę na ugranie punktów, włatcy  zaś poczuli realną wizję.. ich utraty.

 W 31 minucie, po uderzeniu Mateusza Królickiego,  znakomitą interwencja popisał się bramkarz niezniszczalnych, Mariusz Furmański. W 38 minucie, po strzale Rafała Makowskiego nie dał już rady. 1:0!  Niezniszczalni  – chwała im za to – nie rozkleili się i odpowiedzieli natychmiast akcję na trzy podania (!) wyprowadzoną przez Arturów: Gasidłę  i Harata, zakończoną bramką tego ostatniego). Temperatura na murawie podniosła się wyraźnie nie tylko za sprawa Harata i jego gola, ale też po omyłkowym wskazaniu ręką przez arbitra, włatcuf jako wykonawców rzutu wolnego, gdy tymczasem, prawidłowo i zgodnie z intencją sędziego, piłę wyegzekwowali  i omal nie zamienili na bramkę, wykorzystując zdezorientowanie rywali, niezniszczalni.

Końcówka meczu, jak to zazwyczaj u kotłów, dramatyczna. Mocno przyparli do muru rywali i stworzyli sobie kilka świetnych sytuacji (niezniszczalni przez dwie minuty , po wykluczeniu Harata, grali w osłabieniu),  ale kapitalną partię tego wieczoru rozgrywał Adrian  Bryzek (popularny „Bryza” dwoił się i troił, wybijał, przejmował i blokował!)

W 23 minucie wyborną sytuacje zmarnował kapitan Krzysztof Szumowski, z bliskiej odległości posyłając piłkę obok bramki, ale  chwilę później szczęście uśmiechnęło się do niego i jego zespołu. Najpierw Furmański obronił strzał z metra, później Makowski uderzył z dystansu, a „ dobitka” Królickiego trafiła w słupek i wreszcie na koniec w ostatniej, kontrującej akcji meczu, Mariusz Bułaś, zdobył zwycięskiego gola. Po nim arbiter już nawet nie wznowił gry.

Sensacja stała się faktem, a rozgoryczeni władcy stadionuf w pierwszym odruchu sportowej złości  chcieli wycofać drużynę z rozgrywek..  Z tego co widzę..na ten moment – i słusznie! –  zmienili koncepcję..w niedzielę 05.2015 roku, o godz. 18.30  zaplanowano spotkanie kolektywu z prezesem Andy’m, Ana którym to spotkaniu Prezes Andy miał przedstawić swoje stanowisko co do ostatnich występów zespołu, a potem wspólnie  z kolektywem p o d e g u s t o w a ć.

Ten ostatni element, mocno integracyjny, może okazać się kluczowym.

PS. Aktualizacja: z ostatniej chwili: jak donosi fejsbukowy portal włatcuf, prezes Andy po ostatniej porażce rozważa wycofanie ze sponsorowania drużyny i opcję, rzucenie wszystkiego w diabły i wyjazd w Bieszczady.

GALERIA ZDJĘĆ:

Paweł Kłaput / foto: Adrian Kudłaty Szymalski

szczegółowe tabele, wyniki i strzelcy bramek znajdują się na:  www.alf.futbolowo.pl

Ten wpis został opublikowany w kategorii Aktualności, Inne, Społeczne, Sportowe i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Czas na wpisanie wyniku operacji minął. Proszę przeładować CAPTCHA za pomocą ikonki (strzałki).

*