Zapraszamy do lektury relacji autorstwa Pawła Kłaputa z 7. kolejki ALF na nowowiejskim Orliku.
7 kolejka ALF
Orlik Nowa Wieś, New Village Stadium
7.05.2015
Desperado Team – Andrychów FC 0:12
Grzesiek Cholewka po spotkaniu stwierdził: „to nie będzie relacja życia panie Pawle..” I miał rację. To nie mogła być relacja życia. Co prawda, przed meczem próbowałem skusić zawodników Desperado Team do sprawienia mega niespodzianki i zawalczenia na śmierć i życie obietnicą napisania sążnistego artykułu, takiego na całą stronę, ale oni – czujne bestie – nie uwierzyli i przegrali. Jak zwykle wysoko i bez strzelonej bramki co już zaczyna nabierać cech permanentnej reguły (ale jak może być inaczej , skoro najniebezpieczniejsze akcje ofensywne przeprowadzał – w akcie sportowej desperacji? – bramkarz niebieskich, Szymon Makowski?).
AFC? Zagrali ..jak im przeciwnik pozwalał..czyli lekko..średnio i przyjemnie. Bez grama brawury. Do „klubowych” strzelców dołączył obrońca Marcin Kaliński ( 2 bramki) a, Michał Kubacka trafił 5 razy. Swoją drogą, ciekawe, czy w tym sezonie uda mu się zaliczyć alftricka (8 goli w meczu)? I czy on wie w ogóle, że w takie coś w nasze j Lidze się bawimy?
Chłopaki z Ośki – Mistrzowie Osiedla 9:5
W 2 minucie Sebastian Blachura uderzając piłkę niemal z linii bramkowej fatalnie przestrzelił, ale humor napastnikowi Ośki i jego kolegom od razu, jeszcze w tej samej drugiej minucie, poprawił któryś z defensorów beniaminka strzelając gola samobójczego. Na szczęście tak fatalnie stracona bramka nie zdeprymowała Mistrzów Osiedla i dość szybko, bo już w 6 minucie, udało im się doprowadzić do wyrównania (trafienie zaliczył debiutujący na NVS Alan Matusiak). W 9 minucie meczu, rozgrywający kolejne dobre zawody, Mariusz Młynarczyk wyprowadził kolejny kontratak, zagrał do Kamila Kiszczaka i osiedlowcy wyszli na prowadzenie. Radość w szeregach trwała krótko, bo oto kolejny defensor andrychowian pozazdrościł kolegom z ataku sytuacji strzeleckich ..i po raz drugi wpakował piłkę do własnej siatki!
W 15 minucie przed kolosalną szansa stanął Mirosław Sołtysiak (mocne uderzeniu Damiana Jaskólskiego „podrasował” piętą.. i trafił w słupek!). W 18 minucie Chłopaki z Ośki wreszcie obudziły się; Kuba Januszyk i pokonawszy – jak zwykle w sprinterskim tempie – kilkanaście metrów „kropnął” nie do obrony. Końcówka pierwszej połowy była przepyszna. W 21 minucie na opuszczoną przez golkipera Wojtka Sordyla bramkę, uderzał sprytnie Kiszczak, ale asekuracja obrońcy Ośki zapobiegła utracie gola. Minutę później w polu karnym namieszał ostro Damian Jaskólski, wypracowaną „setkę” jednak zmarnował (odbitą piłkę przechwycił Matusiak i z ostrego kąta umieścił w bramce). 3:3. Ten sam zawodnik, w tej samej jeszcze minucie, położył obrońcę „na zamach” i z zimną krwią posłał futbolówkę w róg bramki.4:3 (niestety w chwilę później z powodu kontuzji musiał opuścić boisko). W ostatniej akcji pierwszej odsłony po rzucie rożnym piękną główka popisał się Przemek Śleziak „Bako” i doprowadził do kolejnego wyrównania.
Druga połowa zaczęła się mocnym akcentem drużyny z Andrychowa. Bardzo aktywny Jaskólski otrzymał prostopadłe podanie od Młynarczyka, „skleił’ piłkę, obrócił się i strzelił nie do obrony. Napór osiedlowców trwał, ale Ośka , która -co tu ukrywać – kiepsko rozegrała pierwsza połowę w tyłach zaczęła odzyskiwać równowagę, grać pewniej i wyprowadzać coraz groźniejsze kontry (póki co „kasowane” jeszcze przez dobrze dysponowanego bramkarza Andrzeja Mikołajko). W 30 minucie przed swoją – trzecią? czwarta? – szansą stanął napastnik Ośki..no właśnie.. na ów moment zapomniałem jego nazwiska.. i kiedy po raz kolejny z „piątki” huknął mocno, ale obok słupka, chcąc nie chcąc, zmuszony byłem uwiecznić go w mało chlubnym rejestrze snajperów „pechowych”. Stąd krzyknąłem do Chłopaków Ośki: „nazwisko?”, a oni, tak na zasadzie odruchu Pawłowa, bo jak nazwisko to zawsze o strzelca bramki chodziło, odkrzyknęli dziarsko :”nie było!”..
To znaczy bramki nie było, a co do nazwiska, to o Adama Wojnara rzecz się rozbijała..
W 32 minucie leżącemu już na murawie Szymonowi Gałuszce udało się doprowadzić do remisu 5:5 i byto moment w którym Ośka dokonała tradycyjnego przetasowania w szeregach ( Januszyk poszedł do przodu) i to niemal natychmiast przyniosło efekty. Po rozegraniu „na raty” rzutu wolnego do bramki trafił Śleziak. Później świetną indywidualną akcją popisał się Blachura – poszedł z kontrą, położył bramkarza i wpakował piłkę do siatki. W 39 minucie kapitany wolej Jaskólskiego, równie kapitalnie obronił Sordyl. W chwilę później napastnik beniaminka przedarł się przez linię obrony, zwodem na odciągnięcie wymanewrował bramkarza, ale końcowe uderzenie piłki przeszło na centymetry obok słupka.
W 50 minucie mistrzowie osiedla stracili dwie kuriozalne bramki – najpierw, w średnio groźnej sytuacji, doszło do nieporozumienia między Kiszczakiem a wychodzącym bramkarzem Mikołajko (zawodnik z pola, na wysokości szesnastego metra, łagodna i precyzyjną główką „lobnął” swojego kolegę zdobywając.. trzeciego gola dla przeciwników, co jest absolutnym rekordem w ALF!), a w ostatniej akcji meczu Adam Wojnar zrehabilitował się za wcześniejsze wpadki i uderzeniem z połowy boiska ustalił końcowy wynik na 9:5.
8.05.2015
KCP Team – Kojoty 4:4
Mecz ważny dla obu zespołów. Kojoty idą łeb w łeb z AFC, a KCP Team, – z falstartu, bo z falstartu – też stara się doszlusować do ścisłego towarzystwa z czoła tabeli. Początek dla obserwatorów deczko irytujący, bo i jedni i drudzy przesadnie szanowali piłkę , badali czujnie sytuację i absolutnie nie kwapili się do jakichś poważniejszych działań zaczepnych. W 10 minucie czas „piłkarskich szachów” skończył się – Artur Grządziel szarpnął i mimo asystującego mu w biegowym pojedynku Mateusza Kurca, zdołał celnie uderzyć. 1:0 dla muzyków. W 12 minucie KCP Team zadało drugi cios – tym razem na listę strzelców wpisał się Kuba Migdałek. Ta sytuacja była dla stada jak uderzenie obuchem – przez następne 10 minut nie miało żadnego pomysłu na grę
W 21 minucie coś jednak drgnęło. Debiutujący w barwach pomarańczowych, Łukasz Ryłko kapitalnym zwodem ciałem ( zrobił ruch ku piłce, jakby ją chciał przyjmować – czym „pociągnął” do przodu obrońcę – ale futbolówki nie przyjął, tylko chytrze przepuścił ją między nogami, zawrócił i zostawiwszy na plecach „wkręconego” obrońcę trafił do siatki).Na minutę przed gwizdkiem do szatni, aktywny Migdałek strzelił swoją drugą bramkę (defensorzy kojotów nie wyciągnęli wniosków i po raz kolejny dali się ograć na „migdałkowy patent” polegający na tym, że po prostopadłym zgraniu piłki od partnera Kuba umiejętnie zastawia się , wykonuje półobrót i na pełnej szybkości urywa się rywalowi).
W drugiej odsłonie KCP Team dalej grało zagęszczoną defensywą, w akcjach zaczepnych wykorzystując dobrze dysponowanych Grządziela i Migdałka ( wspomagał ich pracowity Rafał Janosz), stado zaś dalej nie miało pomysłu jak skutecznie zaatakować i „ugryźć”.. Ale – paradoksalnie – po groźnych, ale nieskutecznych uderzeniach rywali (Przemek Sroczyński, Migdałek, Janosz) to ono zdobyło kontaktowego gola. Mateusz Majda zdecydował się na rajd prawym skrzydłem i zaskakujący, celny strzał. Rozochocony trafieniem, poszedł za ciosem i w następnym pojedynku w ewidentny sposób sfaulował rywala (zupełnie bezsensownie i nad wyraz ekspresyjnie próbował udowadniać sędziemu, że.. no właśnie. że co? że to nie jego ręce pchnęły gościa na glebę? że to polityczna hucpa? spisek?..W każdym bądź razie za ten demonstracyjny brak pokory Mateusz ujrzał żółty kartonik i dwie minuty dla schłodzenia, a koledzy musieli się w tym czasie męczyć grając w osłabieniu).
W 39 minucie Artur Grządziel, oddał z dystansu taki trochę futsalowy, ze ”szpica”, strzał i KCP Tam ponownie odskoczyło na dwa oczka. Kojoty nie zrezygnowały ( wszak było jeszcze bite 11 minut gry!) i ich ambitna pogoń została uwieńczona sukcesem – na cztery minuty przed końcem meczu Jan Królicki urwał się obrońcom pasów i strzałem miedzy nogi pokonał Wojtka Wiktora, a w ostatniej akcji meczu Ryłko został sfaulowany w „szesnastce” i przyznany rzut karny zamienił pewnie na wyrównująca bramkę.
Ps. Po meczu Arek Orlicki zapytał czy zauważyłem wykonany przez niego, mój ulubiony zwód „z przeskokiem”. Tak. tak! Zauważyłem Arku! I ja i Twój boiskowy ex kolega z Soły, Funaki. Obydwaj, zupełnie niezależnie. Zrobiłeś to wzorcowo!
Ultras Kęty – Niezniszczalni 8:3
Początek meczu to trzy, niewykorzystane, sytuacje Adama Hawry, które wprowadziły troszkę nerwowości w szeregach żółto-czerwonych, a Przemka Krzywdziaka sfrustrowały szczególnie. Bramka obrońcy Bartka Bujarka , po trójkowym „ rozklepaniu” rywali na 35 sekund wprowadziła uspokojenie nastrojów, ale tylko na 35 sekund, bo niespodziewanie, po tym czasie wyrównał Mariusz Bułaś. Remis utrzymał się do końca pierwszego kwadransa gry. Wtedy to Łukasz Herzyk, po akcji Wojtka Wilka, strzelił drugiego gola, a w tej odsłonie swoje „oczka” dołożyli jeszcze: Przemek Krzywdziak (z rzutu karnego) i Adam Hawro ( po ewidentnym błędzie bramkarza rywali). Niezniszczalni najlepszą sytuację zmarnowali w 23 minucie, kiedy to Damian Dwornik, przy ostrym dopingu publiczności krzyczącej: „idź!..idź!..idź!”, poszedł, pokręcił w swoim niekonwencjonalnym stylu i na koniec.. oddał fatalny strzał, daleko obok bramki.
Druga połowa zaczęła się od samotnego rajdu Dwornika i uderzenia, o którym ten zapewne chciałby szybko zapomnieć. Ultrasi mieli zdecydowanie lepiej nastawione celowniki i spokojnie punktowali rywali w następującej kolejności: Jura, Herzyk, Hawro (po pięknej akcji w której Adam zagrał piłkę do Wojtka Jury, ten odegrał mu ją „piętą na Buncola” ( kto wie o czym piszę?), a Adam zwodem na odciągnięcie położył bramkarza i zdobył bramkę). Ostatnie, ósme trafienie było dziełem Herzyka.
W samej końcówce niezniszczalni odżyli i „złapali oddech” – Artur Harat (po rykoszecie) zaliczył drugą bramkę dla swego zespołu, a Damian Dwornik spróbował przejść do historii i zdobyć gola nożycami, bo nikt tego przed nim w ALF tego nie zrobił, ale temat wyraźnie przerósł go. W 50 minucie meczu Harat wykorzystał swoją wrodzoną szybkość, urwał się obrońcom na połowie boiska i efektowny rajd zakończył kolejnym trafieniem.
Beskid Oldboys Andrychów – Włatcy Stadionuf 3:3
Mecze oldbojów z włatcami zawsze dostarczały sporych emocji, a dramatycznych zwrotów akcji i końcówek można było spodziewać się w ciemno. Nie inaczej było i tego wieczoru.
Starsi panowie spod Pańskiej Góry do spotkania przystąpili w dramatycznie okrojonym do podstawowej szóstki składzie (a jeszcze dwa tygodnie temu grali na dwie „piątki”). Powód? Kontuzje.. (eksploatowanego przez lata organizmu nie oszukasz)..U włatcuf szału też nie było, zagrali z jednym rezerwowym (po 6 minutach kadrowo sytuacja wyrównała się, bo do andrychowian dołączył Kamil Góral Junior).
W 11 minucie Beskid wyszedł na prowadzenie – Artur Kuczaj otrzymał piłkę tuż za połową boiska, nie zdecydował się jednak na szybkościowy pojedynek, ale na drybling i serię zwodów zakończoną precyzyjnym trafieniem. W odpowiedzi potężnie uderzył Kamil Gibas, ale bramkarz awaryjny , Leszek Książek, strzał sparował. W !4 minucie postraszył Krzysztof Kokoszka, piłka po jego woleju poszybowała minimalnie nad poprzeczką. Prowadząc 1:0 andrychowianie cały czas, z żelazną konsekwencją, trzymali się precyzyjnego planu sprowadzającego się do krycie strefą od połowy boiska, przekazywanie sobie zawodników i kiedy tylko nadarzy się okazja, wychodzenie z kontrą na Kuczaja albo Kokoszkę).Tej wyrachowanej taktyce kotły przeciwstawiły ogromną determinację i wolę walki na każdym niemal metrze murawy. W 18 minucie aktywnemu Rafałowi Makowskiemu udało się zdobyć gola, który: władcom dał wyrównanie i dodatkowy ”pałer”, a mecz radykalnie.. zbrutalizował (arbiter miał od tej pory kupę roboty, by utemperować coraz ostrzej grających zawodników). Jak grzyby po deszczu (wiem, pospolite porównanie) zaczęły mnożyć się faule, złośliwe zaczepki i utarczki słowne czyli to wszystko co już w meczach tych drużyn było solą i ..pieprzem (wanilią na pewno nie!) i co było przerabiane wielokrotnie.
Szkopuł w tym, że to co dla przeciętnego obserwatora brzmiało fajnie i tak hardcore’owo”, dla mnie, organizatora, czuwającego nad c a ł o k s z t a ł t e m imprezy , już nieco mniej..(jedyną nadzieją na w miarę stabilne doprowadzenie zawodów do końca było to, że eskalacja napięć zaczęła się d o p i e r o w końcówce pierwszej połowy, a to – wedle statystyk – dawało szanse na szczęśliwy finał).
Druga odsłona zaczęła się od uderzenia Sebastiana „Seby” Pilarskiego w spojenie słupka i poprzeczki i Kuczaja – po perfekcyjnym odegraniu Kokoszki – w zewnętrzną cześć tego samego elementu bramki. Później mieliśmy „żółtko” dla Kokoszki – po reprymendzie od sędziego rosły napastnik andrychowian nie wyhamował na czas z „mruczeniem” i..na New Village Stadium zaistniała niemal epicką sekwencja, w której arbiter – niczym biblijny Dawid – wystartował do zawodnika Kokoszki (tu: Goliat) i z w wysokości jego brzucha pokazał mu kartonik.
W 32 minucie Kamil Kasperczyk bezpośrednim uderzeniem z rogu trafił w słupek, a Artur Kuczaj, w odpowiedzi, posłał „rogala” minimalnie obok bramki. W 38 minucie z kontrą wyszedł Kasperczyk, zgrał piłkę do Artura Legienia i ten z najbliższej odległości wpakował piłkę do siatki. Gdy w chwilkę później Gibas – leżąc na trawie – umieścił ją tam po raz trzeci w bramce, prezesom grunt zaczął się już na serio palić pod nogami. Zerwali się, szarpnęli i swego dopięli – kontaktowego gola, z rzutu wolnego, zdobył Józef Ryłko (doświadczony obrońca chytrze wykorzystał spóźnione ustawienie „muru” i uderzył „bez ostrzeżenia” ), zaś na 4 minuty przed końcem spotkania Kuczaj zdecydował się na indywidualną akcję i doprowadził do remisu 3:3 (na prowadzenie (w samej końcówce zwycięstwo Beskidowi mógł zapewnić Kamil Góral, ale trafił w poprzeczkę).
To było naprawdę interesujące, zadziorne i – sporymi momentami – dramatyczne widowisko. Na dodatek bez kontuzji i bez czerwonych kartoników.
Paweł Kłaput
szczegółowe tabele, wyniki i strzelcy bramek znajdują się na: www.alf.futbolowo.pl