Relacja z 6 kolejki ALF w Nowej Wsi (tabela)

tabela (1)Przedstawiamy relację Pawła Kłaputa z 6 kolejki ALF w Nowej Wsi. z kolei przygotował Artur Legień. Zapraszamy do lektury.

 

Orlik Nowa Wieś, New Village Stadium

8.05.2014

KCP Team – Orzeł 6:1

Jeszcze niedawno pojedynki walczaków z muzykami były szlagierami rozgrywek. Dzisiaj? Pewnie są też, ale już mniejszego kalibru. I o ile KCP Team cały czas jest na topie, to orły, od zeszłego sezonu, latają na zdecydowanie niższych wysokościach. Do tego meczu ekipa Zbigniewa Mitoraja przystąpiła z jednym rezerwowym, bez snajpera Kuby Migdałka (że już o słynnym „dziadku” Sylwku nie wspomnę). Rywal był w lepszej sytuacji; stawił się praktycznie cały skład (zabrakło tylko kontuzjowanego Michała Pietrzykowskiego). Pierwszy kwadrans to obustronne harce, gdzie w rolach harcowników (mocno zresztą nieskutecznych) wystąpili Kamil Kozłowski, Tomek Bies i Marcin Nowak. W 15 minucie temu ostatniemu udało się przełamać strzelecką niemoc i umieścić piłkę w siatce. Orzeł objął prowadzenie, długo się nim jednak nie nacieszył, bo już trzy minuty później Rafał „Janek” Janosz wykorzystał podbramkowe zamieszanie, uderzył z bliska, bramkarz strzał sparował, przy dobitce Rafała był jednak bezradny.

Druga połowa – identycznie jak pierwsza – zaczęła się od obustronnych „harców” w tradycyjnym składzie: Bies-Nowak-Kozłowski (do „zabawy” dołączyli jeszcze Krzysztof Mitoraj i Przemek Płonka, ale jakościowej zmiany – czytaj: bramek – to nie przeniosło). W 33 minucie błąd w defensywie walczaków wykorzystał zawodnik spoza tego „układu” – Grzegorz Cholewa. Nowy człowiek w KCP Team przechwycił piłkę, pognał z nią w kierunku bramki i celnie strzelił. Tylko tyle i aż tyle. Siedem minut później Tomek Bies zgrał piłkę do kapitana Mateusza „Ryby” Basiaka i było już 3:1. Od tego momentu gra walczaków całkowicie się posypała (próbował jeszcze „tchnąć w nią życie” Marcin Nowak, ale pozbawiony ze strony kolegów wsparcia nic nie zdziałał) i mistrz ALF mógł sobie spokojnie punktować. Na 4:1 (po kardynalnym błędzie Kamila Forysia) gola strzelił Kozłowski. Piąte trafienie padło po kontrze duetu Bies-Błasiak. Wzorcowej. Słynnej. Takiej na kilka, szybkich „klepek”. Ostatnią bramkę zaliczył andrychowianin Grzegorz Cholewka (będzie jednak musiał „postawić piwo” swemu krajanowi, Kozłowskiemu, bo to on mu piłkę wyłożył jak na tacy).

 

Oldboys Beskid Andrychów – Drink Team 6:2

Po ubiegłotygodniowym „laniu” jakie oldboyom sprawili Chłopcy z Ośki sądziłem, że andrychowianie wyciągną logistyczne i na ten mecz – ważny, bo na przełamanie! – stawią się liczniejszą „paczką”. Nic z tych rzeczy! Na tym meczu Beskidowców było raptem ośmiu (pojawił się wreszcie Zyga „Prezes” Mizera i Leszek Książek), ale ta sytuacja, jak się okazało, nie wynikała z beztroski, czy niedopatrzenia – w króciutkiej, przedmeczowej pogawędce, kiedy to starsi panowie (wtedy jeszcze tylko w sześciu chłopa) z niepokojem wypatrywali dwójki „zagubionych w akcji”, Sebastian Pilarski wytłumaczył mi w czym problem..otóż koledzy z drużyny, hasając sobie w ALF, na dużych boiskach czy w innych, piknikowych turniejach przeginają (to już niestety nie te latka, by szarpać na kilku frontach bez zdrowotnych konsekwencji!) i z powodu kontuzji „sypią się” na dobre.

Wracając do meczu – już w 2 minucie Zyga Mizera miał wyborną sytuację, by wpisać się na listę strzelców, jednak w sytuacji sam na sam trafił w bramkarza. Co nie udało się „prezesowi”, udało się chwilę później Leszkowi Książkowi – w minucie piątej, technicznym strzałem po długim rogu otworzył wynik. Andrychowianie poszli za ciosem i przycisnęli – Pilarski zza „szesnastki” posłał na słupek kapitalnego „rogala”. Trzy minuty później Michał Kubacka zakręcił na lewej flance rywalami i zdobył drugą bramkę dla Beskidu. Ostatnie trafienie w tej odsłonie zaliczył Zygmunt Mizera (po płaskim zagraniu z rogu uderzył z linii „szesnastki” nie do obrony).

Drugie 25 minut zaczęło się od absolutnej dominacji andrychowian. Jak za niedawnych czasów grali fantazyjnie i polotem (momentami wyglądało to jak zabawa w „dziadka” na piłkarskiej rozgrzewce, a Zygmunt Mizera założył rywalom trzy „siatki” czyli to, co go cieszy na równi ze zdobywaniem bramek). Cały czas antycypowali* I rzecz najważniejsza – optyczną przewagę zamieniali na bramki ( Z. Mizera i Zbyszek Polak).

Dopiero pod koniec spotkania drinkersi, grający dotąd bez żadnej myśli przewodniej (wyraźnie brakuje w tym zespole rasowego rozgrywającego!), ocknęli się i próbowali coś jeszcze uratować – po pięknym uderzeniu z dystansu w sam róg bramki, gola strzelił Patryk Korczyk, a w chwilę później ta sztuka udała się Wojtkowi Zacnemu. I gdy wydawało się, że – faktycznie – młodzi, gniewni mogą jeszcze pokusić o dogonienie starszych panów ( nie takie cuda się już przecież na New Village Stadium zdarzały!), andrychowianinie wyprowadzili kontrę ( Kubacka- Mizera), którą nieszczęśliwie sfinalizował.. drinkers Kamil Baścik wpychając piłkę do własnej bramki.

I w tym momencie było już naprawdę po meczu.

* przewidywanie, wyprzedzanie tego co może nastąpić.

 

Chłopaki z Ośki – Ultras Kęty 2:7

Mecz kolejki, a pewnie i jeden z najważniejszych w całej, bieżącej edycji ALF. I jako taki – z jednej strony zawiódł, z drugiej – nie. Początek meczu (dwie, trzy minuty) to całkowita dominacja Ośki, przypieczętowana bramką Jakuba Januszyka. I gdy wydawało się, że dalsze trafienia dla tego zespołu to tylko kwestia czasu, nastąpiła rzecz zupełnie odwrotna! W 5 minucie Mateusz Handy przechwycił piłkę, zagrał ją do Adama Hawry, a że doświadczony „fałszywy skrzydłowy” ultrasów takich okazji nie zwykł marnować na NVS mieliśmy remis 1:1. Ta bramka dała niesamowity impuls czerwono-żółtym. Przykład? A choćby indywidualna akcja Bartka Bujarka, który szarżując potknął się na przeciwniku, upadł, ale – niczym terminator – podniósł się z kolan i zgrał piłkę do kolegi (kolega Michał Karkoszka uderzył groźnie w wewnętrzną część słupka, piłka niestety wyszła w pole). W 13 minucie Michał miał już więcej szczęścia – po strzale z dystansu Bogumiła Olesiaka, na „piątym metrze” przystawił nogę do szybującej futbolówki, zmienił kierunek i.. bramkę zdobył. Rozpędzonych ultrasów trudno było zatrzymać – rozgrywający chyba jedno z najlepszych w swojej orlikowym karierze spotkań – Wojtek Wilk z rzutu wolnego zaliczył kolejne trafienie dla ultrasów (3:1). Na reakcje Ośki nie trzeba było długo czekać. Jakub Januszyk, który zazwyczaj grał „ ostatniego” , przesunął się zdecydowanie do przodu, bo tu już naprawdę nie było czego bronić, tu trzeba było atakować i gonić wynik! Ta niewątpliwie słuszna zagrywka posypała się chłopakom w pierwszej minucie drugiej połowy, po precyzyjnym „rogalu” z wolnego, autorstwa Mateusza Handego. Jakby nieszczęścia było mało, ten sam zawodnik, w zamieszaniu podbramkowym wpakował piłkę po raz kolejny do bramki rywali (na 5:1) i w tym momencie wiadomym się stało, że Ośka tego meczu już nie wygra (w 34 minucie Mateusz mógł zaliczyć klasycznego hat tricka, ale jego uderzenie z pierwszej piłki trafiło w słupek). W końcówce meczu na wyjście z kontrę zdecydował się – a jakżeby inaczej! – Handy i Jura (ten pierwszy ładnym zwodem „położył” bramkarza, ten drugi strzelił). 6:1. W 43 minucie, jeden z nielicznych, efektywnych zrywów Chłopaków z Ośki dał im drugie trafienie (Szymon Gałuszka). Ostatniego w tym meczu gola zdobył Wojtek Jura, po odważnej, indywidualnej akcji Wilka (pomocnik kęczan, nim dograł piłkę koledze, przebiegł z nią samotnie przez ponad pół boiska!).

Napisałem na wstępie, że mecz z jednej strony zawiódł, a z drugiej – nie? Otóż..zawiódł, bo, przy tak wysokim i wyrównanym poziomie obu ekip, spodziewać się można było widowiska bardziej zaciętego, dramatycznego i – właśnie – wyrównanego. Nie zawiódł, bo mimo utyskiwań miał swoje tempo, swoją narrację i swoich bohaterów ( w tej edycji ALF zrezygnowałem z indywidualnych wyróżnień, ale uczynię odstępstwo i pochwalę cały zespół Ultras Kęty) i miał jeszcze jedną rzecz: elektryzujące i cieszące oko kibiców pojedynki biegowe – dotąd zupełnie nieosiągalnego dla rywali – Jakuba Januszyka z Michałem Karkoszką.

PS dla ultrasów była to druga, osiągnięta dzień po dniu, spektakularna i bardzo ważna wygrana (24 godziny wcześniej w KALPN pokonali KCP Team!)

9.05.2014

 

Bajer – Bianconerri 5:6

Bianconerri na mecz otwarcia stawili się pełną piętnastką. Dziś, na półmetku pierwszej rundy uzbierało się ich raptem pięciu. Powtórzę: p i ę c i u … i zostawiam to bez komentarza. Na ich szczęście bajeranci, po dżentelmeńsku, zdecydowali się zagrać też niepełnym składem, choć jak się okazało, do czasu. W pierwszej połowie mieliśmy do czynienia z typowym „spotkaniem przyjaźni”. Zero spięć, zero agresji, zero fauli, za to sporo bramek i i to jeszcze – jakby się oba zespoły umówiły – strzelanych konsekwentnie od początku do końca, „naprzemianstronnie”.. „Dżentelmeński gest” grania w niepełnym składzie skończył się właśnie gdzieś w okolicach trzeciej bramki.. Bajeranci widząc, że mogą mieć problem ze zdobyciem pierwszych punktów od drugiej połowy zagrali już bez „taryfy ulgowej”, pełnym składem.

3:3.. 4:3 dla Bajeru.. 4:4.. 5:4 dla zebr.. Przy tym wyniku bajeranci zepchnęli rywali do głębokiej defensywy i i zaczęli sobie stwarzać sytuacje, jedna „po drugiej” (Fabia, Majkuciński, Gąsiorek, Palma), ale bramki nie mogli zdobyć Co gorsze, w 42 minucie, po kontrze Mateusza Królickiego bramkę stracili. Bajer przycisnął jeszcze mocniej i zamknął rywala szczelnie w polu „szesnastki” („hokejowy zamek” rozgrywany był jednak zbyt wolno, zbyt przewidywalnie i zbyt „koronkowo”). Dopiero w 47 minucie, Rafałowi Fabii, udało się skrócić tą „oblężniczą męczarnię” i wepchnąć piłkę do siatki (5:5). To trafienie punkt Bajerowi nie uratowało. W ostatniej akcji meczu, nowy i wyróżniający się (obok Mateusza Królickiego) zawodnik w zespole zebr, Bartłomiej Michałek, z zimną krwią „kiwnął” bramkarza i umieściła piłkę w siatce.

Z reporterskiego obowiązku przypomnę pozostałych strzelców – w Bianconerri: Mateusza Królickiego 3 (hat trick!), Bartłomieja Michałka 2 oraz Piotr Wolfa, w Bajerze – Adriana Majkucińskiego 2, Rafała Fabię 2 oraz Pawła Gizickiego.

 

K3 – Niezniszczalni 9:2

Mecz bez historii. Czarne koszule przedłużyły dobrą passę. Niezniszczalnym udało się uniknąć „dwucyfrówki”. W pierwszej połowie, nie powiem, gra w miarę wyrównana (na bramki Przemysława Gałuszki, Damiana Fliska i Jakuba Hinza niezniszczalni odpowiedzieli trafieniem Dominika Harężlaka), ale w drugiej księgarze pokazali już na serio „kto tu – na New Village Stadium – rządzi” (gole Fliska, Hinza, trzykrotnie Łukasza Kruka i Mateusza Pawińskiego i w odpowiedzi tylko jedno trafienie Łukasza Bułasia z niezniszczalnych).

Reasumując, ekipa Michała Wysogląda udowodniła: raz – że ostatni, spektakularny sukces w starciu z Orłem nie był dziełem przypadku oraz dwa – że „łatka” najbardziej chimerycznego zespołu w Lidze, być może niekoniecznie musi obowiązywać po wieki wieków. Amen.

Włatcy Stadionuf – Kojoty 7:3

Mobilizujące „kółeczko” kojotów przed meczem i w trakcie przerwy staje się powoli tradycją. Nie ustrzegło to jednak stada przed..no właśnie! W trzeciej minucie Mateusz Gębołyś zdobywa pierwszą bramkę dla włatcuf. W rewanżu Kuba Gaweł „wiąże” w polu karnym Rafała Ramendę, ale piłkę posyła obok słupka. Mecz w pierwszym kwadransie jest szybki, ostry, z obustronnymi sytuacjami na zdobycie bramek (Gębołyś trafia w spojenie słupka z poprzeczką, po drugiej stronie ładne uderzenie Arka Orlickiego broni Mateusz Gawęda).W 12 minucie kojoty doprowadzają do wyrównania – Daniel Ferreri wrzuca piłkę po przekątnej idealnie na głowę Adrianowi Pękali, a ten (przy biernej postawie obrońców) pewnie umieszcza ją w siatce. Remis nie satysfakcjonuje żadnej z drużyn (obie bowiem mają aspiracje na miejsce w „czubie” tabeli), stąd na murawie nowowiejskiego orlika dominuje otwarty, ofensywny futbol (nie mylić z „radosnym”! za to z radosną w tej odsłonie dla włatcuf końcówką, w której to najpierw Wacek Faron ucieka rywalom i posyła piłkę do bramki, a w chwilę później – znów z kontry – „urywa” się Mateusz Gębołyś i strzałem zza „szesnastki” pokonuje golkipera kojotów, Mateusza Majdę.

Druga połowa rozpoczyna się od zdecydowanego szturmu stada – Gaweł uderza w poprzeczkę, a w sytuacji „sam na sam” z bramkarzem trafia minimalnie obok słupka. Nie wykorzystane sytuacje oczywiście mszczą się, a w rolę „bezwzględnego egzekutora” wciela się po raz kolejny snajper Gębołyś (4:1). Kotły przejmują inicjatywę i nasilają pressing w środku boiska (dwóm liderom stada, Ferreriemu i Orlickiemu, coraz trudniej przychodzi zawiązać jakąś sensowną akcję). W okolicach 30 minuty znakomitą sytuację zaprzepaszcza Wacek Faron – z metra, głową, posyła piłkę obok bramki. Podyktowany w chwilę później przez arbitra rzut karny na bramkę zamienia Daniel Ferreri (ten gol, na krótko, przedłuża nadzieję stada – na krótko, bo trzy minuty później wszystko wraca do normy; wzorcowo wyprowadzony z własnej połowy kontratak duetu Faron-Ramenda kończy się bramką Rafała). Uderzenie Orlickego z wolnego w poprzeczkę i bramka Piotra Bogacza, na 5:3, to jest ostatni „łabędzi śpiew” czy też – poprawniej – „kojoci skowyt” zespołu Adriana Pękali. W końcówce meczu dwukrotnie w działaniach ofensywnych pokazuje się, powracający po półrocznej kontuzji, defensor Rafał Makowski ( to potężne wzmocnienie kotłów) – za pierwszym razem wygrywa walkę o piłkę swoim polu karnym, „targa” do przodu na kontrę z Faronem i po wymianie dwóch, trzech „klepek” umożliwia Wackowi zdobycie gola, za drugim zaś razem otrzymawszy górne podanie, technicznym wolejem, pokonuje Majdę i ostatecznie ustala wynik tego ciekawego pojedynku na 7:3

PS na swoiste „deja vu” zwrócił na fejsbukowej stronce włatcuf, uwagę kapitan Legień, (w tym spotkaniu z powodu choroby tylko bierny obserwator, choć w końcówce na boisku się zameldował i swój krótki epizod okrasił kopnięciem piłki w poprzeczkę) – otóż w poprzedniej kolejce jego zespół też wygrał 7:3 i do przerwy też prowadził 3:1..

Paweł Kłaput

Szczegółowe tabele, wyniki i strzelcy bramek znajdują się na www.alfnw.futbolowo.pl

tabela (1)

 

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Aktualności, Inne, Społeczne, Sportowe i oznaczony tagami , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Czas na wpisanie wyniku operacji minął. Proszę przeładować CAPTCHA za pomocą ikonki (strzałki).

*