Przedstawiamy fotorelację z 12. kolejki Amatorskiej Ligi Futbolowej na Orliku w Nowej Wsi.
16.08.2013 Orlik Nowa Wieś, New Village Stadium
KCP Team – K3 6:5
Teoretycznie miał to być mecz z rzędu tych, o których pisze się: faworyt zaliczył kolejne trzy punkty. I z tego punktu patrząc, tak było: faworyt rzeczywiście zaliczył 3 punkty, ale w jakich okolicznościach zaliczył! A zaczęło się prozaicznie: w 5 minucie snajper Mateusz Gębołyś zdobywa pierwszego gola dla KCP Team, a to powoduje, że z ławki tradycyjnie podnoszą się i meldują na murawie (by wspomóc młodszych kolegów w trudnym momencie) doświadczeni „wyjadacze” K3: Włodek Kowalczyk i Piotr Mąsior. Wraz z nimi na murawie melduje się: granie z klepki, rozrzucanie po bokach i rozsądne przetrzymywanie piłki. Mimo takiego pozytywnego fermentu, rozpędzone KCP Team dalej zdecydowanie prze, atakuje i ani myśli się zatrzymywać. A jednak.. w 11 minucie pojawia się pierwsze ostrzeżenie – po strzale Macieja Szczepańczyka, piłkę z linii bramkowej wybija Marcin „Misiu” Matusiak. W 12, drugie: „setkę „ zaprzepaszcza Mąsior. Do trzech razy sztuka? W 14 minucie tenże sam Mąsior z prawej flanki wrzuca w pole karne muzyków przeraźliwie wysoką piłkę. Piłka spada wprost na nogę pozostawionego bez opieki Włodzia Kowalczyka. A Włodziu? Cóż ..Włodziu składa się do niej i fantastycznym wolejem z półobrotu pokonuje bramkarza muzyków Wojtka Wiktora. Remis 1:1. Dwie minuty później, Michał Pietrzykowski uderza na bramkę K3 precyzyjną „główką”, ale jego imiennik, golkiper K3, Michał Wysogląd, w tylko sobie wiadomy sposób, paruje piłkę na bok. Okres miedzy 18, a 22 minutą nazwać można by okresem trzaskających kości”, bo jest ostro, twardo i nikt nie odstawiał nogi – nawet wtedy, gdy się to odstawienie – tak po ludzku, zdroworozsądkowo – aż się prosi. Widać też gołym okiem, że w „walce wręcz” KCP Team jest mocniejsze, że z każdą minutą zaczyna zyskiwać przewagę i spychać rywala do obrony i że.. bramka wisi na włosku. I kiedy tak zaczynam zastanawiać się, czy księgarzom uda się dowieźć remis do przerwy, Mateusz Gębołyś (na raty, bo na raty – najpierw „główka”, potem dobitka nogą) zdobywa drugą bramkę.”..No i porobione..nie dotrwali..” – myślę, ale jak się okazuje, mylę się. W 24 minucie Włodziu Kowalczyk zakręca muzykami na linii „szesnastki” i podaje do Jakuba Hinza. Temu nie pozostaje nic jak dopełnić formalności.
Druga połowa zaczyna się od mocnego wejścia księgarzy. Na rajd prawym skrzydłem decyduje się defensor Maciek Szczepańczyk. Przebiegłszy z piłką 30 metrów wrzucają w pole karne, a tam najszybciej dopada jej Jakub Hinz i strzałem po słupku zdobywa swego kolejnego gola. KCP Team włącza drugi bieg, wściekle atakuje (Bies, Pietrzykowski, Błasiak), jednak wbrew szczytnym intencjom robi się jeszcze gorzej – nie dość, że nie udaje się pokonać świetnie broniącego Michała Wysogląda, to na muzyków spadają następne ciosy; wykorzystując ich rozluźnienie w defensywie, najpierw z klasycznej kontry Mąsior obsługuje Kowalczyka i robi się 4:2 dla K3, a w chwile później, gdy wirusem „podniesionej adrenalinki” infekuje się najbardziej na niego podatny Michał Pietrzykowski (w konsekwencji poddany zostaje dwuminutowej, przymusowej „kwarantannie” za liną), duet Kowalczyk-Mąsior ponownie, skwapliwie i bezlitośnie, wykorzystuje to strzelając piątą bramkę. 5:2 ..12 minut do końca.. KCP Team – znów teoretyczna dywagacja – podnieść się już raczej nie ma prawa, a jednak się podnosi.. a to za sprawą Mateusza Gębołysia, który – w ciągu niespełna pół minuty (!) strzela trzeciego i czwartego gola. Zaczyna się wyścig z czasem. Piątego – na cztery minuty przed końcem –dokłada Pietrzykowski. Słabnący w oczach księgarze cofają się na swoją połowę i próbują ratować choćby remis. Niestety, nie udaje się, a szósta bramka – o ironio – padła po strzale samobójczym na 10 sekund przed końcowym gwizdkiem sędziego. Dramat. Prawdziwy dramat. Albo poezja. Jak kto woli.
PS była walka.. była huśtawka nastrojów.. było też i troszkę humorystycznych momentów..ot, choćby wtedy, kiedy to po meczu sędzia zawodów najpierw wpakował się w wyczerpujący, polemiczny spór na temat przepisów i ich interpretacji z muzykami z KCP Team, a w chwilę później – nawet nie dychnąwszy – zmuszony był skonfrontować się z „atakiem” kolejnej grupy „ruchu niezadowolonych”, która, pod przywództwem Włodzia Kowalczyka, nadciągnęła niczym chmura złowroga z drugiej strony boiska..
Ot.. Ciężkie jest życie facetów z gwizdkami.. :- )
Wyróżnili się – w KCP Team Mateusz Gębołyś, Michał Pietrzykowski oraz Mateusz Błasiak ; w K3 Włodek Kowalczyk, Maciek Szczepańczyk, Piotr Mąsior, Jakub Hinz i Michał Wysogląd.
Włatcy Stadionuf – Ultras Kęty 0:2
Ostatnimi czasy w konfrontacjach z ultrasami odnotować należy systematyczny progres włatcuf (toczą wyrównane, zacięte pojedynki, a dwucyfrowych wyniki można już chyba odesłać do lamusa). Początek meczu to wzajemne badanie; twarde, czujne, bez kombinowania i fajerwerków. Dopiero w 7 minucie zaistniała tak naprawdę pierwszą, groźna sytuacja – strzał napastnika ultrasów i dobitkę znakomicie obronił Mateusz Gawęda. Później na New Village Stadium zapanował „stan względnej równowagi i stabilizacji” co absolutnie nie oznaczało nudy. Wręcz przeciwnie! Oba zespoły nieustannie próbowały atakować, kontrować, rozrywać szyki obronne przeciwnika, ale że robiły to zbyt nerwowo i zbyt chaotycznie, bramki – jak na standardy orlikowe – długo, bardzo długo, nie padały. Przełamanie nastąpiło w 18 minucie. Nowy nabytek ultrasów , Maksymilian Cepiga, człowiek, który w kilku wcześniejszych akcjach dał się poznać jako typ twardego napastnika-tarana, tym razem do tematu podszedł bardziej finezyjnie i w myśl hasła: nie siłą lecz sposobem – technicznym lobem pokonał bramkarza włatcuf. Skromne 1:0 utrzymało się do przerwy, choć trzeba wspomnieć, że w samej końcówce dwie, wyborne sytuacje na zmianę niekorzystnego rezultatu zmarnowali: kocioł Szymon Makowski oraz Artur Legień, też kocioł.
Druga połowa dla widzów zaczęła się w 5 minucie – wtedy to Wojtek Wilk mocno uderzył w słupek. W rewanżu – też w słupek – piłkę kopnął Kamil Kasperczyk i.. przynajmniej w słupkach był remis. Z czasem optyczna przewaga mistrzów ALF nieznacznie zaczęła wzrastać (w ramach tej przewagi, Mateusz Surma nie wykorzystał „setki”), ale ponieważ sam fakt optycznej przewagi nie stanowił gwarancji pozytywnego finału, stąd wśród ultrasów cały czas było nerwowo, a nawet bardzo nerwowo (niektórzy z widzów zaklinali się, że nad ich głowami widzieli unoszące się widmo „podniesionej adrenalinki” i że podobno najaktywniej unosiło się nad głową Przemka Krzywdziaka). Na szczęście debiutant Cepiga miał dobry dzień i po indywidualnej akcji zdobył drugą bramkę tym samym definitywnie przesądzając o losach pojedynku.
W Ultras Kęty wyróżnili się: Wojtek Wilk i Maksymiliaan Cepiga; wśród Włatcuf Stadionuf: Mateusz Gawęda, Szymon Makowski i Kamil Kasperczyk.
Czarna Mamba – Orzeł 4:6
Ktoś pamięta taką polską komedię „Poszukiwany, poszukiwana” i kultową scenę z pseudonaukowym wywodem na temat zawartości cukru w cukrze? Otóż analogicznie do tej sekwencji można by snuć wywód na temat: ile Czarnej Mamby ..w Czarnej Mamby? Ja na ten mecz doliczyłem się dwójki..Reszta (5) to zawodnicy byłego FCS i jeden, zupełnie nowy, nabytek. Ale zostawmy kadrowe perturbacje FCS Czarna Mamba ( przynajmniej w tej relacji zostanę przy takiej, jak najbardziej na miejscu, nazwie).
W 3 minucie Krzysztof Mitoraj mógł otworzyć wynik meczu, ale nie otworzył (obserwujący ze mną zawody kontuzjowany Sylwek Bączek kategorycznie określił ten wyczyn: zmarnowana „dwusetka” ). W 6 minucie już nie było wątpliwości – Mitoraj, Nowak i Migdałek rozklepali obronę rywali i zdobyli pierwszego gola dla walczaków. Ten wynik utrzymał się do 23 minuty czyli do momentu, kiedy to Paweł Węgrzyn sprytnie podał do Amadeusza Pasieki, a ten, precyzyjnym „rogalem” po długim słupku, posłał piłkę do siatki. W minutę później Amadeusz powtórzył swój wyczyn; wyskoczył do długiego podania Sebastiana Mysłajka i przeciąwszy lot piłki nogą skierował ją do bramki.
Taki rozwój wydarzeń wyraźnie podrażnił zawodników Orła. Na drugą połowę wyszli mocno zmotywowani i „rządni zemsty”, a to przełożyło się na grę i..wynik. W 34 minucie z karnego do remisu doprowadził kapitan Zbigniew Mitoraj. W chwilę później duet Nowak-Migdałek zainicjował szybką kontrę, a na listę strzelców wpisał się ten ostatni. Studenci nie rezygnowali. Potężna „bomba” z pierwszej piłki, autorstwa Adriana Mysłajka doprowadziła do kolejnego remisu. Orły odpowiedziały indywidualną akcja Nowaka i było 4:3 – w tym momencie wydawało się, że mecz pozostanie już do końca pod kontrolą walczaków, ale.. co znaczy nieodpuszczanie i walka do końca. Zabawa debiutującego w barwach Orła golkipera Kamila Forysia (wcześniej Ptyś 21,Czeski Film , FCS) zakończyła się wyłuskaniem piłki przez Wojtka Zacnego (kolejna nowa twarz w Lidze) i bramką dla Mamby. Końcówka, pełna wymiany ciosów z zerowa dyscypliną taktyczną, należała jednak do Orła – najpierw Zbigniew Mitoraj mocnym i technicznym strzałem po długim rogu zdobył piątego gola (niejako podsumowując swój dobry występ), a Czarną Mambę – przepraszam – FCS Czarną Mambę „dobił” czołowy strzelec Ligi, Kuba Migdałek.
W Orle wyróżnili się: Kuba Migdałek, Zbigniew Mitoraj oraz – momentami! – Marcin Nowak; w FCS Czarna Mamba: Sebastian Mysłajek, Mariusz Naglik, Wojtek Zacny i Amadeusz Pasieka.
Paweł Kłaput/ foto: Rafał Legień
Szczegółowe tabele, wyniki i strzelcy bramek znajdują się na www.alfnw.futbolowo.pl