Zapraszamy do lektury relacji z 10. kolejki Amatorskiej Ligi Futbolowej w Nowej Wsi autorstwa Pawła Kłaputa.
Orlik Nowa Wieś, New Village Stadium
28.05. 2015
Andrychów FC – Kojoty 1:0
To był ważny, bardzo ważny mecz dla jednych drugich, bo i jedni i drudzy są na szczycie tabeli. co? I pstro.. Z dużej chmury mały deszcz..Mecz, który miał być hitem kolejki rozczarował. I o ile andrychowian można jeszcze usprawiedliwić kontuzjami duetu Kubacka-Gondko oraz solidnym, punktowym dystansem, oddzielającym ich od zasadniczego peletonu, o tyle stado, chcąc liczyć się w walce o koronę, powinno gryźć trawę. A nie gryzło i w ogóle było jakieś nijakie..
Jedyna bramkę w spotkaniu zdobył defensor Witold Młocek, który mecz pod nieobecność wcześniej wspomnianych snajperów, zaczął mecz – wraz Krzysztofem Wiktorczykiem (ostatnim „na chodzie” z trójki krasnali-muszkieterów) – na szpicy AFC. I z powierzonej funkcji wywiązał się wyśmienicie. W 15 minucie spotkania przedarł się przez obronę rywali, zwodem pojedynczy posadził na murawie bramkarza kojotów, Maćka Krzemienia i bez przeszkód, jak rasowy snajper, umieścił piłkę w siatce (Witold jeszcze kilka razy później postraszył stado). Jak się okazało był to jedyna w tym meczu, ale jakże cenna, bramka!
Kojoty? Cóż.. grały nieporadnie, anemicznie, bez cienia determinacji (po meczu to nawet chyba im się wyć do siebie nie chciało). Jak ktoś z boku słusznie zauważył: przeszły obok meczu. Wszystkie, no może z wyjątkiem Arka Orlickiego.
Lider, po przeciętnym pojedynku, zgarnął kolejne trzy punkty i coraz mocniej ucieka konkurencji.
Bajer – Oldboys Beskid Andrychów 4:13
Jak sięgam pamięcią, pojedynki tych dwóch formacji, bez względu na miejsce w tabeli jakie zajmowały, zawsze należały do ciekawych. Tym razem też tak było, niestety tylko do końca pierwszej połowy..
Beskid, po kilku kolejkach kadrowej posuchy, przystąpił do meczu z czterema zmiennikami (w tym z powracającym po kontuzji Arturem Kuczajem), Bajer zaś z Sylwkiem „Dziadkiem” Bączkiem i Andrzejem Sadlikiem w napadzie. Początek spotkania to kilka dynamicznych pojedynków golkipera Bączka z Krzysztofem Karkoszka, z których to golkiper Bączek wyszedł na zero czyli zwycięsko. W 15 minucie, trochę na zasadzie: „gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta”, wszedł do gry Kamil Junior Góra – przechwycił piłkę przed „szesnastką” , pociągnął z nią dwa metry i uderzył nie do obrony. Bajeranci szybko odpowiedzieli – najpierw Mariusz Żurek strzelił mocno, ale piłka, niczym bilardowa bila uderzyła w wewnętrzną część słupka, przeleciała do drugiego, odbiła się od niego i wyszła w pole, a po nim, jego były kolega z klubu, Rafał Fabia, po akcji z kontry uderzył, niekonwencjonalnie w krótki róg, kompletnie zaskakując Leszka Książka ( ja napisałem: uderzył niekonwencjonalnie, „Dziadek” Bączek podsumował w dziadkowym stylu, brutalniej i złośliwiej: „strzał fatalny..”). W 14 minucie dwukrotnie pokazał się Kuczaj (najpierw wykończył akcję ze skrzydła Sebastiana Pilarskiego, a po niej, już samodzielnie, zdobył drugiego gola). Pod koniec pierwszej połowy oldboje popełnili techniczne przewinienie (przy zmianie zostało ich na murawie „o jednego za dużo”). Po regulaminowej karze zostało ich, na 2 minuty, „o jednego za mało” i z tego udogodnienia skorzystał Żurek strzelając kontaktowa bramkę. W ostatniej minucie pierwszej odsłony na listę strzelców mógł wpisać się Andrzej Senior Góral, ale z „piątki” fatalnie przestrzelił.
Druga odsłona nie przyniosła już takich emocji i polegała głównie na „rozstrzeliwaniu” bajerantów przez ich andrychowskich rywali.
Tuż po pierwszy gwizdku sędziego Artur Kuczaj cztery razy zakręcił – zwodem na zamach – boiskowym wyjadaczem, Mariuszem Żurkiem i nie wiem czy nie był to efektowniejszy wyczyn niż zdobycie kolejnej bramki. Później strzelali: Góral Junior (dwa razy), Łukasz Smaza i przy stanie 7:3 (bo w międzyczasie Mariuszowi Żurkowi udało się trafić do bramki), Bajeranci zaczęli się coraz bardziej miedzy sobą kłócić i antagonizować, co skrzętnie wykorzystali beskidowcy, spokojnie pogrywając piłką na jeden, dwa kontakty i boleśnie kontrując, najczęściej z ”klepki” (bramki: pięć Kuczaja(!), jedna Pilarskiego i ostatnia, lobem z połowy boiska(!) Łukasza „Smazika” Smazy).
Bajer odpowiedział tylko jednym trafieniem (po dynamicznym rajdzie z połowy boiska) Michała Mroczka.
Bliski zdobycia alftricka (8 bramek w jednym meczu), był Artur Kuczaj, ale koledzy, nie wiedzieć czemu, nie pomogli mu w osiągnięciu tego wyniku.. a było tak blisko.. Cóż..może zwyciężyła koncepcja: młody jest.. ma czas..
Mistrzowie Osiedla – Desperados Team 10:3
Mecz zespołów z dolnych rejonów tabeli był taki jakiego można było się spodziewać – dynamicznym, szybkim, z walką na całej długości i szerokości boiska, ale teżsporymi momentami, chaotycznym, bez wyraźnej myśli przewodniej (jeśli nie liczyć tej podstawowej czyli: „trzeba wygrać!”), widowiskiem.
Od pierwszych minut zarysowała się przewaga andrychowskiego beniaminka. W3 minucie kapitalną akcję przeprowadził duet Mariusz Młynarczyk – Damian Jaskólski ( ten pierwszy zgrał szybką piłkę, ten drugi odegrał mu piętką (na „Buncola z Hiszpanii”..ktoś wie o czym piszę?) i ten pierwszy –ponownie – wykończył kombinację celnym strzałem).W 11 minucie efektowną robinsonadą, po kopnieciu któregoś z zawodników Desperado Team, popisał się bramkarz osiedlowców, Rafał Kiszczak (wyciągnął piłkę z samego „winkla” bramki).
W12 minucie było już 2:0. Tomek „Laska” Lach, technicznym lobem zagrał piłkę do Jaskólskiego, a ten, z metra, bez najmniejszych problemów umieścił ją w siatce. Na 3:0 w 18 minucie, strzelił Młynarczyk, a ostateczny wynik tej połowy ustalił.. bramkarz rywali, Szymon Makowski, skutecznie egzekwując rzut karny.
W drugiej połowie napór andrychowian nie ustawał (czwarte trafienie dla nich, po strzale z dystansu z przedziwną rotacją, zanotował obrońca Piotr Paluch, a jego radość jego po tym wyczynie była niezmiernie żywiołowa i spontaniczna).
W tym momencie niebiescy nie mając już nic do stracenia postawili wszystko na jedna kartę – Szymon Makowski opuścił bramkę i zaczął szarpać na szpicy, zaś na jego miejsce wskakiwali kolejni (wedle alfabetu?) koledzy z zespołu. Ta roszada troszkę pomogła podretuszować obraz meczu (Piotrek Adamus wykorzystał rzut karny za zagranie ręką, a Kamil Foryś, pięknym wolejem, też umieścił piłkę w siatce), rozpędzonej machiny mistrzów osiedla zatrzymać jednak już nie była w stanie.
Teraz, żeby nie przekombinować, podam wszystkich – od początku do końca meczu – osiedlowych strzelców, bo nieczęsto zdarza im się wygrywać i to w tak imponujących rozmiarach.. Wygląda to tak: Mariusz Młynarczyk 4 bramki, Damian Jaskólski 3, Piotrek Paluch 1, Kamil Kiszczak 1 i Mirosław Sołtysiak 1).
29.05.2015
KCP Team – K3 10:3
Od razu, bez owijania w bawełnę, powiem, rozczarowany księgarzami jestem. Po ich świetnym występie przeciwko władcom, spodziewałem się, że muzykom z KCP Team też postawią wysoko poprzeczkę. A tu klops! Muzycy wygrali lekko..łatwo i przyjemnie prezentując jak zwykle solidną, ale jednak będącą co najwyżej echem niedawnego okresu bezapelacyjnej supremacji, grę.
Ostre strzelanie rozpoczął tradycyjnie Artur Grządziel, a potem już się potoczyło..tak jak napisałem: lekko..łatwo i przyjemnie, bo cała drużyna czarnych koszul (poza Piotrkiem Mąsiorem) miała wyjątkowo kiepski dzień ( braki w zawodniczej komunikacji dotknęły nawet, dotychczas niezawodnego, kapitana Wysogląda; Michał, wespół ze swoimi kolegami z defensywy, sprokurował kilka niebezpiecznych sytuacji, a w jednej – wykopując piłkę w plecy Pietrzykowskiego – bramkę). W 21 minucie doszło do groźnie wyglądającego incydentu – po brawurowej, ale bardzo niebezpiecznej interwencji na linii „szesnastki” golkipera K3 na murawę padł Michał Pietrzykowski, na szczęście poważniejszego uszczerbku na życiu czy zdrowiu nie odniósł.
W tej połowie bramki dla KCP zdobywali jeszcze: Kuba Migdałek, Artur Grządziel i plecy Pietrzykowskiego.
W drugiej odsłonie do 40 minuty strzelali też wyłącznie muzycy: Mateusz Piskorek, Kamil Borak, Artur Grządziel, Michał Pietrzykowski, Przemek Sroczyński i jeszcze raz Grządziel.
„Przebudzenie” ekipy K3 nastąpiło dopiero w końcówce meczu – wtedy to Piotrek Mąsior uderzył z wolnego „po długim rogu”, piłka odbiła się od obrońcy, Mąsior przytomnie doskoczył do niej i umieścił w siatce, przy kolejnym rzucie wolnym już nie musiał doskakiwać – piłka (znów bita po „długim rogu” trafiła idealnie w sam róg już bez poprawek, a Piotrek potwierdził opinię bodaj najlepszego wykonawcy tego stałego elementu gry w ALF. Na 10:3 wynik meczu ustalił Jakub Hinz.
Niezniszczalni – Chłopaki z Ośki 6:5
Mimo że Chłopaki z Ośki miały wystąpić bez Kuby Januszyka (a on w tym zespole stanowi wartość bezcenną), zaś Niezniszczalni w glorii zwycięzców Włatcuf Stadionuf, „bukmacherskie notowania” były zdecydowanie po stronie tych pierwszych.
Zaczęło się wedle przewidywań. Ośka od razu mocno zaatakowała – na przedpolu niezniszczalnych kotłowało się niemiłosiernie (cztery strzały z najbliższej odległości trafiły w korpus bramkarza i nogi obrońców, a Przemek „Bako” Śleziak z wolnego trafił w słupek). Ekipa Szumowskiego nawałnicę szczęśliwie przetrwała i w 4 minucie sama skontrowała – Artur Gasidło przechwycił niedokładne podanie, minął bramkarza i spokojnie umieścił piłkę w siatce. Dla kęczan był to zapewne zimny prysznic, ale woli walki nie osłabił w nich nawet na jotę. W 8 minucie, niemal z połowy boiska, groźnie z woleja(!) uderzył Szymon Gałuszka (golkiper wypuścił piłkę z rąk). W chwilę później, za sprawą Sebastiana Blachury, było już 1:1 . Na prowadzenie, w 11 minucie, wyprowadził Ośkę Śleziak (po przejęciu crossowego podania ładnie uderzył z półobrotu) i gdy wydawało się, że chłopaki wyrównały kurs i wyszły na prostą, Tomasz Sadlik, po zagraniu rogu, wyrównał na 2:2. W 16 minucie po niekonwencjonalnym zagraniu Adama Wojnara, na listę strzelców po raz kolejny wpisał się Blachura.
Druga połowa zaczęła się od agresywnego wejścia Adriana Bryzka („Bryza” z tego słynie!) i chwilowego podniesienia temperatury, ale generalnie boiskowego obrazu ta interwencja nie zbrutalizowała. Ten sam Bryzek, w 29 minucie, już bez uciekania się do niebezpiecznej gry, umieścił piłkę w siatce na 3:3 wywołując chóralny okrzyk radości wszystkich kolegów z zespołu. Euforia niezniszczalnych jeszcze bardziej wzrosła w 37 minucie po trafieniu Tomasza Harężlaka. Później oba zespoły miały dwie świetne sytuacje strzeleckie, ale solidarnie – najpierw przestrzelił Gałuszka, a z drugiej strony Harężlak ,po wyjściu „dwa na jeden” z bramkarzem, fatalnie podał piłkę Damianowi Dwornikowi.
Do kolejnego remisu doprowadził Przemek Śleziak uderzając precyzyjnie s z rzutu wolnego.
W końcówce mieliśmy prawdziwa wymianę ciosów – najpierw Artur Gasidło trafił z prawego skrzydła w „okienko” bramki Ośki, później Damian Dwornik w, zamieszaniu podbramkowym, z najbliższej odległości wepchnął piłkę w „krótki róg” i na koniec Szymon Gałuszka, zamknąwszy akcję z lewej flanki, technicznym strzałem pokonał bramkarza przeciwników. Rachunek matematyczny był jednak bezlitosny. Przy remisie 4:4 niezniszczalnym udało się zaliczyć dwa „oczka”, Ośce ..jedno
Tym samym sensacyjny triumf ekipy Krzysztofa Szumowskiego stał się faktem.
Ultras Kęty – Włatcy Stadionuf
Niesamowita sprawa! Włatcom w maju udało się w Lidze ugrać tylko jeden..jedyny punkcik, Ultrasi w ostatnim meczu z Desperados Team przedstawiali obraz nędzy i rozpaczy..a mimo to okazało się że..futbol nie tylko okrutny, ale i przekorny jest!
Piątkowe spotkanie tych zespołów, na ten moment, było jednym z najlepszych, jeżeli nie najlepszym w tej rundzie, a i w całej historii ALF niewiele można znaleźć równie emocjonujących i dobrych widowisk.
Pierwsze minuty meczu przebiegały zgodnie ze słynną maksymą mistrza kryminalnych thrillerów, Afreda Hitchcocka: „na początku mamy trzęsienie ziemi, a potem napięcie powinno stopniowo rosnąć”. Mocno zaatakowali ultrasi ( w rolach głównych Adam Hawro, Mateusz „Żuraw” Musiał i Wojtek Wilk, którego bardzo niebezpieczną akcję w 2 minucie, wyjściem pod linię szesnastki, „skasował” bramkarz Mateusz „Bono” Gawęda). W 4 minucie „Żuraw” zagrał idealna piłkę do Hawry, ten jednak trafił nią w wewnętrzną część poprzeczki. Doświadczony rozgrywający (niektórzy mówią o nim „fałszywy skrzydłowy”) zrehabilitował się jeszcze w tej samej minucie i technicznym strzałem pokonał „Bona”. W tym okresie władcy niczym poważniejszym rywalom nie odpowiedzieli, no może poza werbalną, wybitnie roszczeniową postawą, Pawła „Serka” Seratowicza (arbiter szybko postawił go do „pionu” z korzyścią dla samego napastnika włatcuf, bo od tej chwili przestał on narzekać, a zaczął grać.. i to dobrze grać!). W 5 minucie władcy stadionuf wyrównali po kapitalnej akcji (jednej z najlepszych w historii ALF!), w której to golkiper Gawęda wyrzucił ręką piłkę do tkwiącego głęboko na lewej flance połówki rywali, Kamila Kasperczyka, ten, bez przyjęcia, z „powietrza”, zagrał ją na przeciwną stronę do wbiegającego Seratowicza, „Serek” zaś bez namysłu, kropnął z woleja i piłka zatrzepotała w bramce Przemka Krzywdziaka. Kapitalna akcja! Kapitalny gol! W 6 minucie Wilk trafił w bramkarza, a w dobitce w poprzeczkę. W 10 minucie kęczanom udało się wyjść na prowadzenie (na bramkę uderzył Wilk, Gawęda obronił, dobitka Łukasza Herzyka była już bezbłędna ). W 12 minucie Herzyk zagrał do Bogumiła Olesiaka, a ten trafił w..poprzeczkę. W 14 minucie mieliśmy kolejny remis – aktywny Kasperczyk przechwycił w polu karnym bezpańska piłkę i pewnie wpakował ją do bramki ultrasów(2:2). Kotły poszły za ciosem – w minucie 15 Rafał Makowski zdecydował się na indywidualną kontrę z połowy boiska (taką w swoim stylu na dynamicznego „strusia pędziwiatra”) i zakończył ją celnym uderzeniem.
Oko za oko. Ząb za ząb. Bramka za bramkę. Żółto-czerwoni nie pozostali dłużni. W 16 minucie znakomitym strzałem z dystansu popisał się Olesiak i było 3:3.
Końcówka dynamicznej, szybkiej pierwszej połowy toczyła się pod dyktando Włatcuf Stadionuf i przyniosła im czwartego gola („klepaną” akcję Kasperczyk-Seratowicz wykończył ten ostatni).Swoje szanse mieli jeszcze Artur Legien (dwa razy uderzył obok słupka) i Kamil Gibas.
Druga odsłona zaczęła się od żółtego kartonika dla Kasperczyka za atak od tyłu w nogi przeciwnika. Ultrasi nie przegapili okazji i grającym w osłabieniu kotłom strzelili wyrównującego gola (Hawro). Później mieliśmy dwie, ładne akcje kotłów (niestety Seratowicz, zaskoczony podaniem Kasperczyka, który – to tak na marginesie – w tym meczu zgrywał fantastycznie z „pierwszej piłki”, w dobrej sytuacji ..skiksował, a akcja „po trójkącie”, Kasperczyka z Makowskim, też nie przyniosła powodzenia). Skuteczniejsi byli za to kęczanie, a konkretnie Adam Hawro, który zdobył piątą bramkę dla swego zespołu.
W 37 minucie przepychankę w polu karnym wygrał Rafał Makowski i trąciwszy piłkę sprytnie końcem buta umieścił ją w siatce. Remis 5:5. I na tym emocje się nie skończyły. Dwie, szybkie kontry wicemistrzów ALF, z 41 i 48 minuty, zakończyły sie celnymi bramkami Michała Karkoszki oraz Wojtka Wilka i wyprowadziły ich na mocne prowadzenie 7:5. Władcy nie zamierzali rezygnować, tym bardziej, że na boisku pojawił się kapitan Artur Legień, a kto jak kto, ale on w końcówkach potrafi dać impuls i wykrzesać dodatkową motywację (filmujący mecz Prezes Andy od razu szczerze zdiagnozował sytuację: „jest Artur..będzie żółta kartka..”) Żółtej kartki nie było, być może dlatego, że szarżującemu ofiarnymi i ..niebezpiecznymi wślizgami kapitanowi, przeciwnicy – trzy razy pod rząd – uciekali „spod topora”, zostawiając go wyciągniętego w równie niebezpiecznym rozkroku..
W 46 minucie Kamil Kasperczyk uderzył z dystansu, niestety piłka wylądowała na poprzeczce (która to już była poprzeczka w tym meczu?!?) W chwilę później obrońca kotłów zainicjował kontrę, groźnie uderzył, „Krzywy” piłkę sparował, ale przy dobitce Seratowicza był już bezradny. 7:6.i jeszcze cień nadziei..i jeszcze zryw „na oparach”.. Niestety pogoń za wynikiem nie powiodła się, choć „bohater ostatniej bramki”, Paweł Seratowicz, w samej końcówce meczu stanął przed olbrzymią szansą doprowadzenia do remisu – futbolówka po jego mocnym uderzeniu z dystansu, trafiła w słupek. Tylko w słupek.
Paweł Kłaput
szczegółowe tabele, wyniki i strzelcy bramek znajdują się na: www.alf.futbolowo.pl